piątek, 12 października 2012

Bunt współczesnego pana



Guy Grieve, autor książki „Zew natury. Moja ucieczka na Alaskę”, jeszcze całkiem niedawno przemierzał korporacyjne korytarze, a jego życie kręciło się wokół zarabiania pieniędzy i pisania projektów, które były nikomu niepotrzebne. Któregoś dnia stwierdził, że jeśli natychmiast nie przestanie być trybikiem w tej maszynie, to zwariuje i wpadł na przewrotny pomysł wyjazdu do alaskańskiej dziczy. Problem w tym, że był mężem i ojcem dwójki dzieci.

Nie przeszkodziło mu to jednak w wykonaniu planu i, rzeczywiście, kilka miesięcy później był już w interiorze, przygotowując się do wyprawy pod okiem rdzennych mieszkańców Galeny, małego miasteczka położonego nad brzegiem Jukonu. W sumie nic wielkiego, nie on pierwszy wpadł przecież na pomysł ucieczki od cywilizacji i zaszycia się w głuszy.  
Autor daje nam jednak okazję przyjrzenia się takiej podróży z każdej możliwej perspektywy. I tak, możemy się dowiedzieć jak własnoręcznie wybudować chatę z bali, jak uniknąć pożarcia przez niedźwiedzia i w jaki sposób najlepiej dbać o latrynę stojącą  na sześćdziesięciostopniowym mrozie. Całość opisana z dużym poczuciem humoru, ale i szacunkiem do natury i ogromu tej mitycznej krainy, która od wieków przyciąga wszelkiego rodzaju indywidua. 

Tym, co na początku drażni, jest pozorny egoizm Grieva. No bo co to za facet, który wyjeżdża sobie na rok do możliwie najniebezpieczniejszego miejsca na świecie, a w domu zostawia żonę i dwoje małych dzieci? Na dodatek nie mając jakiegoś wielkiego doświadczenia w survivalu? 

W tym przypadku jednak chodzi chyba o coś innego niż dezercja. Razem z biegiem wypadków i pór roku,  autor szybko przekonuje się o tym, co jest dla niego najważniejsze i przechodzi swoistą przemianę, a my dowiadujemy się, że ta podróż to nie był zwykły kaprys żółtodzioba przyzwyczajonego do tego, że wszędzie prowadzi go GPS. Chodzi tu raczej o konieczność sprawdzenia się i przeżycia wielkiej przygody, która ostatecznie pozwoliła mu bardziej docenić rodzinę i stać się lepszym ojcem. 

Każdy szanujący się miłośnik Jacka Londona powinien więc zaopatrzyć się w „Zew natury”, jest to bowiem książka praktyczna i uniwersalna na wielu płaszczyznach. Taki swoisty przewodnik o tym, jak uciekając można przy okazji odnaleźć siebie, a  z miłośnika kotów stać się fanem psów zaprzęgowych. 


Guy Grieve, „Zew natury. Moja ucieczka na Alaskę.”, przeł. Anna Kosińska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz