piątek, 30 marca 2012

Klucz do zrozumienia


Genialne świadectwo. Nie tylko historycznego miejsca, jakim niewątpliwie była stacja imigracyjna na Ellis Island. Doskonale sportretowane losy ludzi, dla których miała być ona jedynie przystankiem, przepustką do wymarzonej Ameryki, a – w wielu przypadkach – okazywała się początkiem wielkiego rozczarowania, jakim była deportacja.

Bo wyspa, jako że jej komisarzy mianowali kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych, nie miała szans pozostać niezależna od aktualnych nastrojów politycznych. I tak początkowy entuzjazm i otwartość na przybyszy z Europy gasiły po kolei, zaostrzane co jakiś czas, ustawy imigracyjne, związane z wojnami światowymi epidemie, restrykcyjne przepisy dotyczące diagnozowania chorób psychicznych u nowoprzybyłych pasażerów.

Małgorzata Szejnert dokumentuje poprzez przywiązywanie niezwykłej wagi do detali. Pretekstem do opowieści okazują się kołdry przywożone przez imigrantów, krzesła, łyżki ze stołówki, czy sposób patrzenia na przypadkowo wyłowionych z tłumu ludzi przez lekarzy – sześciosekundowców, którzy mieli dokładnie tyle czasu, by ocenić, czy ktoś jest zdrowy, czy nie i zdecydować tym samym o jego dalszym życiu.

Wyspa okazuje się kluczem do zrozumienia mijającego czasu, zmieniającego się wraz z jego upływem kraju i skłębionych w nim ludzkich umysłów. I mimo że okres funkcjonowania Ellis Island dobiegł końca, a ostatnie lata – spadek prestiżu i niemal zapomnienia – można porównać do stłoczonych tu przez lata, pełnych nadziei i oczekujących uwagi imigrantów, Wyspa Klucz zapisała się w historii Stanów Zjednoczonych ponownie. Znowu przyjęła do siebie ludzi – tym razem poszkodowanych w ataku terrorystycznym na wieże World Trade Center.

Historia zatoczyła koło. A wraz z nią zatoczyła je Małgorzata Szejnert, nie mając chyba do końca pojęcia, jak uniwersalny i wielowymiarowy kawałek literatury faktu tworzy.

(Małgorzata Szejnert, „Wyspa Klucz”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009)

wtorek, 27 marca 2012

Biała kiełbasa i Lustmord



Napisanie kryminału, którego akcja rozgrywa się w czasach międzywojennych w Niemczech, na dodatek w przededniu uzyskania władzy przez Hitlera, to zadanie niełatwe. Podjęła się go Faye Kellerman, ale niestety mu nie podołała. Czego się jednak spodziewać, skoro autorka spędziła na ‘badaniach historycznych’ całe dwa i pół roku?

Akcja książki toczy się w Monachium, w roku 1929. Na ulicach miasta pojawia się ‘ktoś potworniejszy niż bojówki Hitlera’, a mianowicie seryjny morderca kobiet. Śledztwo prowadzi Axel Berg, szef wydziały kryminalnego miejscowej policji. I w zasadzie tu kończy się i zaczyna cała fabuła powieści, bo cała reszta jest tylko nieudolną próbą wyrażenia osobistego zdania autorki na temat tych okropnych Niemców i tego, jak łatwo wpadali w obłęd propagandy Hitlera.

Główny bohater jest Niemca kompletną antytezą, może dlatego, że pochodzi z Danii. Może też dlatego jest od całej reszty tak rażąco inny. To czuły barbarzyńca, bo chociaż na jego charakterze widać pewne ryski w postaci romansu i przyjmowania łapówek, to na tle swoich rodaków wypada jak prawdziwy nadczłowiek dobrotliwości i porządku społecznego. Czytając książkę ma się nieodparte wrażenie, że autorka nie przyłożyła się do kreacji głównego bohatera. Jest to postać nieprzemyślana i wręcz za dobra. Gdyby policjant odezwał się do przełożonego tak, jak nieustannie czyni to w powieści Berg, to raczej nie zaszedłby daleko w karierze śledczego.

Otto Dix 'Lustmord'
Z historią książka nie ma właściwie nic wspólnego. Szereg uproszczeń i uogólnień razi i nawet ktoś średnio obeznany z dziejami Niemiec wie, że nie wszyscy obywatele tego kraju byli tak jednoznacznymi nikczemnikami, jak to opisuje Kellerman. Hitler i jego świta panoszą się ciągle w tle powieści, ale mam wrażenie, że tylko po to, aby uwypuklić anielski wręcz charakter głównego bohatera, który jest antyfaszystą. I chociaż wszyscy wokół niego pałają do małego Austriaka coraz większą miłością, Berg kompletnie nie boi się wyrażania swoich wywrotowych opinii, mimo, iż ma żonę i dzieci, a sam siebie uważa za człowieka odpowiedzialnego.

Podsumowując, powieść Kellerman czyta się szybko i równie szybo się o niej zapomina. Bohaterowie są niewiarygodni, a całe zło przypisuje się partii faszystowskiej, tak, jakby reszta społeczeństwa nie miała z tym nic wspólnego. Jedyne, co do mnie w tej książce przemówiło, to opis białej kiełbasy i piwa z pianką. Lustmordu trochę mniej.




Faye Kellerman, "Prosto w ciemności", przeł. Tomasz Bieroń, Zysk i S-Ka, Poznań 2007