
Z książką Jastrzębskiego jest trochę jak z otwieraniem kolejnych
lalek zamkniętych w największej matrioszce – niektóre strony chce się
pominąć, do innych wracać wiele razy. „Matrioszka Rosja i Jastrząb”
chwilami porywa, za moment usypia, żeby znowu niespodziewanie obudzić.
Nie wiem czy było to zamierzone, ale trzeba przyznać, że dziennikarzowi
całkiem nieźle udało się oddać rytm największego państwa na świecie,
który już na samym początku mocno go zaskoczył.
Jastrzębski pisze, że jest to Rosja widziana jego oczami. Ale o wiele
ciekawsze niż te o Rosji są fragmenty dotyczące samej Moskwy. To tam autor
mieszka, poznaje nietuzinkowych ludzi i rejestruje codzienność. Opisuje
największe europejskie miasto z topograficzną wręcz dokładnością,
oprowadza po kolejnych ulicach, jak rasowy przewodnik opowiada o
tajemniczych stacjach metra, najbardziej znanych zabytkach, jak i
miejscach, o których istnieniu mało kto słyszał. Opinie dotyczące całego
kraju pojawiają się najczęściej w formie zasłyszanych anegdot,
przeczytanych ciekawostek lub relacji ze spotkań.
Szkoda, że Jastrzębski tylko hasłowo potraktował wiele kwestii, które
warto byłoby rozwinąć (albo pominąć, jeśli nie miało się zamiaru
powiedzieć o nich więcej). Zwłaszcza ostatni – chyba najbardziej
chaotyczny – rozdział przypomina bardziej „ślizganie się” po powierzchni
i zarzucanie ciekawostkami. Czytam o rosyjskich ambicjach podboju
kosmosu, by za chwilę przejść do zawartości talerza statystycznego
żołnierza. Produkcja kawioru w następnym akapicie jest już Rosjanką,
która – jak wszystkie inne Rosjanki – uwielbia kupować ubrania.
Trochę za tą Rosją nie nadążam, ale niewątpliwie ma to swój urok.
Bardzo trafne wydaje się zdanie o tym, że nigdy nie dotrzemy do
ostatniej, najmniejszej matrioszki. Jako, że należę do tych, którzy już
dość długo je oglądają, odkładają, sięgają po inne i wracają do tych,
które odłożyli, nawet mi się to nienadążanie podoba. Jastrzębski, koniec
końców, nie próbuje przekonać do nadążania za Rosją, tylko pokazuje, że
każdy przyglądający się matrioszkom, nie nadąża za nią na swój sposób.
*I. Kaliszewska, M. Falkowski, „Matrioszka w hidżabie. Reportaże z Dagestanu i Czeczenii”, Warszawa 2010, s. 7.
**Tamże.
***M. Jastrzębski, „Matrioszka Rosja i Jastrząb", s. 267.
**Tamże.
***M. Jastrzębski, „Matrioszka Rosja i Jastrząb", s. 267.
(Maciej Jastrzębski, "Matrioszka Rosja i Jastrząb", Helion, Gliwice 2013)
To jest oficjalna recenzja:
Mało wiem o Rosji. Rzecz jasna, zachwyca mnie uroda Moskwy, ale poza tym, to same smutne stereotypy. Chętnie przeczytam tę książkę :)
OdpowiedzUsuńWarto, naprawdę. Tym bardziej, że autor dyskretnie odsunął się na dalszy plan, co w wypadku "książek o Rosji" wcale nie jest takie oczywiste.
OdpowiedzUsuń