
Kącki odsłania kulisy jej działania.
Wszechobecny nepotyzm i niekończące się procesy sądowe niemal wszystkich
działaczy. Luki w ich życiorysach, braki w wykształceniu i absolutny brak przygotowania
do bycia w polityce, który jednak wcale nie przeszkadzał im bezkompromisowo
walczyć o utrzymanie się w niej. I to nie gdzieś na politycznych peryferiach, a
na wpływowych stanowiskach.
„Lepperiada” to nie tylko książka o Andrzeju
Lepperze, który do polityki trafia z ulicy i z tego samego miejsca wprowadza do
niej setki nowicjuszy, bo dość szybko się uczy, nie wstydzi korzystać z pomocy
i doskonale wie, czym jest populizm. Kącki subtelnie, aczkolwiek wymownie,
pisze też o czołowych polskich politykach, którzy – mimo, że oficjalnie, na
wszelki wypadek, odcinali się od Leppera kilkakrotnie i za jego życia, i potem
– musieli się z nim liczyć i naprawdę nieźle odnajdywali się w grze na jego
zasadach.
To nie jest historia jednego człowieka,
który chciał znaleźć się jak najbliżej władzy, a kiedy już mu się to udało,
skupił się na wszczynaniu awantur i walce o miejsce w mediach. To portret całego
systemu politycznego po 1989 roku. Tej niezmiennej mentalności towarzyszącej
tak samo wybieranym przedstawicielom władz, jak i wyborcom. Pozostałości po
komunizmie, który gdzieś z tyłu statystycznej polskiej głowy zostawił, że dużo
należy się „z urzędu”.
Lepper dla jednych był pośmiewiskiem,
dla innych mężem stanu. „I z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się
śmiejecie!” – odpowiadał Mikołaj Gogol krytykom jego „Martwych dusz”, książki,
która – w założeniu – miała być rosyjską epopeją. Opowieść o Samoobronie nijak
się na epopeję nie nadaje, ale jej historia mówi nam wiele o polskości.
Polskości, której przejście do historii jeszcze daleko.
(Marcin Kącki, "Lepperiada", Czarne, Wołowiec 2013)
To jest oficjalna recenzja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz