sobota, 25 sierpnia 2012

Trzeci poziom czytelniczego piekła

Apokaliptyczne klimaty mają w sobie coś pociągającego: Kosmici z "Dnia Niepodległości”, ogromny meteor w „Armagedonie”, przemagnesowanie biegunów w „2012”. Każdy wie, że nie są to filmy najwyższych lotów. Nie zmienia to jednak faktu, że mają ogromną oglądalność. Ludzie uwielbiają patrzeć na niezłomną walkę gatunku homo sapiens ze złowieszczymi siłami natury. A że w tego typu opowieściach  jest to zazwyczaj walka wygrana, nasze ego rośnie. Ulrich Hefner ze swoim „Trzecim poziomem” idealnie wpisuje się w ten nastrój końca świata.

Wybrzeże Stanów Zjednoczonych nawiedzają supertornada. Trup ściele się gęsto, miasta znikają z powierzchni ziemi, krew, pożoga i zniszczenie ogarniają cały kraj. Grupa bohaterów, wśród których są parapsycholog, badaczka snów, prowincjonalny szeryf i specjalista od klęsk żywiołowych, zaczynają podejrzewać, że tornada mogą nie być pochodzenia naturalnego. Dochodzą do wniosku, że albo właśnie nadszedł koniec świata, albo w grę wchodzi ingerencja człowieka, a to, jak wiadomo, oznacza spisek. 

Pomysł może niezbyt oryginalny, ale przy dobrym wykonaniu na pewno można by z niego wycisnąć pokłady dobrej, komercyjnej rozrywki. Hefner jednak nie dość, że nie porywa, to jeszcze wszystko niepotrzebnie udziwnia. Jest tu i amazońska szamanka o zdolnościach parapsychicznych, tajemnicza choroba astronautów, rosyjski marynarz o nagle rozbudzonych skłonnościach psychopatycznych i wiele, wiele więcej. 

Przez naładowanie zbędnymi historiami i nudną narracją, tych pięćset stron staje się prawdziwą drogą przez mękę i wręcz zaczynamy się modlić o jakiś Armagedon. Bohaterowie są niezróżnicowani i, lekko mówiąc, nie potrafią wykazać się jakimkolwiek przebłyskiem intuicji czy inteligencji. Wątek romansowy jest zupełnie niewiarygodny, a do tego miszmaszu dołożyć trzeba jeszcze rozdziały do złudzenia przypominające prognozę pogody. 

Niech „Trzeci poziom” stanie się dla mnie nauczką, a dla innych przestrogą, że nie należy kupować książek w sklepach chemicznych. Zwłaszcza, gdy są tańsze od proszku do prania. 

Ulrich Hefner, „Trzeci poziom”, przeł. Paweł Wieczorek, wyd. Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2010

2 komentarze:

  1. Haha, w życiu bym nie sięgnęła po taką książkę, ale recenzja mnie ubawiła, dzięki :D Zwłaszcza modlitwa o Armagedon i rozdziały do złudzenia przypominające prognozę pogody ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję, że to nie koniec ubawiania, bo bardzo lubię sadomasochizm czytelniczy i często sięgam po gnioty. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń