Podczas gdy uwaga Starego Kontynentu skupiała się na Norymberdze, gdzie
sądzono największych bonzów Trzeciej Rzeszy, William Denson i jego pomocnicy w
prowizorycznych salach i bez profesjonalnego sprzętu stawali oko w oko z tymi,
którzy byli prawdziwymi oprawcami więźniów w Buchenwaldzie, Mauthausen i Dachau.
Denson nadal byłby postacią mało znaną, gdyby nie pudła z osobistymi
dokumentami odnalezione po jego śmierci i zapał Joshuy M. Greena, który je uporządkował
i skleił w jednolitą opowieść.
„Sprawiedliwość w Dachau” to w zasadzie dwie historie. Pierwsza mówi o
człowieku, który miał niezachwiane poczucie sprawiedliwości i wierzył, że nawet
najgorsi zbrodniarze zasługują na proces. Działając w bezprecedensowych
warunkach, Denson robił wszystko tak, jak go nauczono. Zbierał świadków,
przesłuchiwał oskarżonych, starał się zbudować namiastkę tego, co znał.
Niestety okazało się, że w obliczu zła i braku bezpośrednich dowodów, nie
zawsze udawało się uzyskać najwyższy wymiar kary. Denson każdą taką „porażkę”
odczuwał osobiście, nie mógł jeść, nie mógł skupić się na sobie. W zasadzie
stał się kolejnym więźniem w systemie obozów nazistowskich i w tej psychicznej
celi pozostał do końca życia.
Można sobie łatwo wyobrazić, co się dzieje kiedy na sali posadzi się
kilkudziesięciu oskarżonych nawykłych do totalitaryzmu i bezlitosnego świata
obozów koncentracyjnych, a następnie podda się ich postępowaniu sądowemu z
demokratycznego świata. Oskarżeni reagowali różnie, ale prawie nigdy nie
przyznawali się do winy. Według nich odpowiedzialność ponosił system, Hitler,
Eichmann, warunki, itd. Ilse Koch na przykład wypierała się wszystkiego w tak bezczelny
sposób, że nawet współoskarżeni kwitowali to uśmiechem politowania. Ale co można
było poradzić? „Sprawiedliwość w Dachau” wyraźnie pokazuje, że w obliczu
ludobójstwa tradycyjny system sądownictwa nie ma racji bytu.
Książka opisuje chyba najmniej
poznane zagadnienie dotyczące obozów koncentracyjnych, mianowicie podejście
samych oprawców, którzy - będąc na końcu biurokratycznego łańcucha – stali z
podniesionym bykowcem nad więźniami. Nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę
myśleli i czy ich zachowanie w trakcie procesów było tylko pozą. Ale kilku z
nich, na chwilę przed wykonaniem wyroku śmierci, unosiło ramię na „Heil Hitler”
w geście ostatniego, rozpaczliwego triumfu. To mówi więcej, niż tysiące stron
zeznań i setki godzin przesłuchań.
Joshua M. Green, „Sprawiedliwość w Dachau: Opowieść o procesach nazistów”,
tłum. Maciej Antosiewicz, wyd. Świat Książki, Warszawa 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz