Aleksandr Łukaszenko przedstawiony w tej
książce w szaleńca zmienia się stopniowo – najpierw jest konsekwentnie myślącym
strategiem. Jego „portret polityczny” to historia człowieka, który
„nieuleczalnie zachorował na politykę”*, ale jest w niej o wiele więcej niż
niewyczerpane pokłady cynizmu, kłamstwa i postępująca degeneracja władzy. Przede
wszystkim on sam – ktoś, kto stwarza od podstaw samego siebie i staje się
wytworem własnego systemu.
Chłopak wychowany na wsi, bez ojca,
który długo nie mógł przebić się na jakiekolwiek ważniejsze stanowisko, zostaje
prezydentem i jest nim nieprzerwanie od dwudziestu lat – fenomen? Walerij
Karbalewicz uważa, że bez wątpienia. Posługując się przykładami z białoruskich
mediów, odtwarza nie tylko polityczną biografię Łukaszenki, ale – co
zdecydowanie bardziej fascynujące – pokazuje sposób, w jaki zmieniało się jego
myślenie o samym sobie, władzy i możliwościach jej utrzymania.
Karbalewicz nazywa Łukaszenkę „wyraźnym
typem outsidera w hierarchii radzieckiej”**. Outsider dostrzegł swoją szansę w
pieriestrojce i doskonale wiedział, że nie może jej nie wykorzystać. Krytykował
ówczesne władze, grzmiał o wszechobecnej korupcji, wyliczał skradzione,
państwowe ruble. Do tego miał coś, czego innym białoruskim politykom zabrakło –
bezbłędnie wyczuwał nastroje tłumu. Kiedy wyborcy mu zaufali, opowiadał się za
niepodległością Białorusi. Gdy, wystraszeni demokracją, zatęsknili za Związkiem
Radzieckim, on tęsknił razem z nimi i obiecywał, że zachowa stare struktury w nowym
państwie. Był niekwestionowanym liderem. Co ciekawe, liderem, który został
dyktatorem przy użyciu demokratycznych metod.
Karbalewicz mocno akcentuje różnicę
między „zachodnią” definicją demokracji, a tym, jak rozumieją ją mieszkańcy
republik postsowieckich, dla których jest ona niczym innym, jak możliwością
wybrania sobie „ojca”. Przywileje dla Ojca Narodu-Łukaszenki były tylko kwestią
czasu. Przymykanie oczu na łamanie przez niego prawa (nawet tego, które sam,
bez konsultacji, ustanawiał) – także. Uwaga nowo wybranego prezydenta bardzo
szybko przeniosła się na słupki poparcia – był to zdecydowany krok w stronę współczesnej
Białorusi. Karbalewicz porównuje ją do prywatnego sowchozu prezydenta, dla
którego nie ma znaczenia, że to, co sprawdza się na terenie sowchozu, ma się
nijak do kierowania krajem.
Łukaszenko stał się człowiekiem
fizycznie potrzebującym władzy. Jego jedynym celem jest polityczne przetrwanie.
Stworzył system, w którym odpowiada literalnie za wszystko, a jednocześnie
został jego niewolnikiem. Białoruskie poczucie państwowości po upadku Związku
Radzieckiego nie zdążyło się wykształcić, bo wszelkie procesy, które mogłyby
temu sprzyjać, bezwzględnie zablokował. Tym samym, to właśnie on pozostaje jedynym
gwarantem białoruskiej państwowości. Koniec Łukaszenki to koniec systemu, który
stworzył dla samego siebie i na razie chyba nikt nie jest w stanie wyobrazić
sobie skali transformacji (nawet jeśli byłaby to transformacja w inny reżim),
jaką musiałby przejść kraj, gdyby prezydenta zabrakło.
Książka Karbalewicza doskonale uzupełnia
tematyczną lukę i pozwala zrozumieć przyczyny diametralnie różnego odbioru
Łukaszenki na Białorusi i w innych częściach świata. Może szokować tych, dla
których białoruski prezydent to tylko i wyłącznie nieobliczalny dyktator, ale
na pewno zaintryguje niepowierzchownością. Nawet jeśli kogoś odstraszy słowo
„polityczny” w tytule, warto spojrzeć na nią, jak na historię o wymarzonej,
nieograniczonej władzy, która staje się klątwą.
*W. Karbalewicz, Aleksandr Łukaszenko.
Portret polityczny, s. 24.
**W. Karbalewicz, Aleksandr Łukaszenko.
Portret polityczny, s. 19.
(Walerij Karbalewicz, „Aleksandr
Łukaszenko. Portret polityczny”, przekład Kamil Kłysiński, Polski Instytut
Spraw Międzynarodowych, Warszawa 2013)
To jest oficjalna recenzja: