sobota, 28 grudnia 2013

Śmierć w Wenecji




Wyobrażam sobie, jak musi czuć się teraz Dan Brown. Nie dość, że napisał tylko jedną znośną książkę, to jeszcze znalazł się ktoś, kto bije go na głowę pomysłowością i efektownością, a na dodatek nie ma doktoratu. Jonathan Holt swoim debiutem „Carnivia: bluźnierstwo” udowadnia, że bez zbędnego nadęcia i tanich chwytów można stworzyć naprawdę dobrą, poczytną powieść kryminalną. 

W noc Le Bafany, kiedy trwają bale maskowe i przebieranki, wody Wenecji wyrzucają na stopnie kościoła zwłoki przebrane w habit księdza. Do sprawy zostaje przydzielona młoda pani kapitan Carabinieri, Kat Tapo. Od razu wiadomo, że nie będzie to zwykła sprawa, bo okazuje się, że ofiarą jest kobieta, a jej ciało znaczą symboliczne tatuaże. Kat i atrakcyjny porucznik Aldo Piola ruszają tropem zagadkowego morderstwa. 

Równolegle toczą się jeszcze dwa wątki. Jeden mówi o młodym superhakerze z przeszłością, Daniele Barbo, który właśnie oczekuje na osądzenie w procesie dotyczącym stworzonego przez siebie portalu społecznościowego Carnivia.com. Jego strona to antyteza Facebooka dla wenecjan, gdzie zamiast lajków można kogoś bezkarnie obsmarować, ponieważ użytkownicy, jeśli chcą, pozostają całkiem anonimowi. Nie ma nad nim władzy rząd, ani policja, a proces komunikacji nie grozi ujawnieniem.
Trzecia historia opowiada o amerykańskiej podporucznik Holly Bolland, która dostaje przydział do Wenecji. Zamiast pływać gondolą, przypadkiem zostaje wplątana w aferę na skalę międzynarodową,  z jugosłowiańską wojną w tle i rządu Stanów Zjednoczonych mającego do ukrycia trochę więcej niż by chciał. 

Te trzy wątki splatają się ze sobą w naprawdę nieoczekiwany sposób, kreując świetną, kryminalną historię z wielką polityką w tle. Mimo, że autor korzysta ze schematów dobrze znanych każdemu wielbicielowi kryminałów,  robi to nienachalnie i poniekąd nowatorsko. W efekcie powstaje historia bardzo mocno zakorzeniona we współczesności, która jednocześnie porusza problemy wciąż czekające na rozwiązanie.

Wszyscy, którzy liczyli na to, że „Inferno” Browna ich nie rozczaruje i się, lekko mówiąc, zawiedli, powinni sięgnąć po Holta. To satysfakcjonująca i soczysta lektura wypadająca bardzo dobrze na tle innych, reklamowo rozdmuchanych niewypałów.

Jonathan Holt, „Carnivia: bluźnierstwo”, przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Akurat, Warszawa 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz