sobota, 10 sierpnia 2013

Za Rosją nie nadążysz

W zbiorze reportaży z Dagestanu i Czeczenii, „Matrioszka w hidżabie”, Iwona Kaliszewska i Maciej Falkowski opisywali Kaukaz jako składającą się z wielu babuszek matrioszkę*, w której rosyjska jest tylko pierwsza, zewnętrzna. Każda kolejna – piszą -  miałaby już z Rosją niewiele wspólnego.** Korespondent Polskiego Radia, Maciej Jastrzębski, użył metafory drewnianej lalki do opisania Rosji: Kiedy kupujemy matrioszkę, najczęściej nie otwieramy jej, nie zaglądamy do środka. Wybieramy tę, której główna postać wydaje nam się najbardziej interesująca. Dopiero w domu, otwierając kolejne lalki, dowiadujemy się, co każda z nich skrywa w środku. Wydaje mi się, że poznawanie Rosji w jakimś sensie przypomina otwieranie matrioszki. Pierwsza lalka jest duża, kolorowa i przykuwa naszą uwagę. Druga jest nieco mniejsza, widać subtelne zmiany różniące ją od tej pierwszej. Trzecia może wydawać się nam brzydka, a czwarta zachwyci nas urodą. Na piątą nie zwrócimy uwagi, ale szóstą będziemy oglądać z wielkim zainteresowaniem. I tak aż do ostatniej, najmniejszej laleczki, która jest naga, bez wizerunków i ozdób. Niektórzy nazywają ją duszą matrioszki. Poznając Rosję, również odkrywamy jej kolejne warstwy. Nie każda z odsłon wywołuje nasz entuzjazm. Bywa tak, że przez długi czas nie mamy odwagi zajrzeć głębiej. Wątpię też, aby kiedykolwiek udało się nam dotrzeć do tej najmniejszej, nagiej laleczki.*** 


Z książką Jastrzębskiego jest trochę jak z otwieraniem kolejnych lalek zamkniętych w największej matrioszce – niektóre strony chce się pominąć, do innych wracać wiele razy. „Matrioszka Rosja i Jastrząb” chwilami porywa, za moment usypia, żeby znowu niespodziewanie obudzić. Nie wiem czy było to zamierzone, ale trzeba przyznać, że dziennikarzowi całkiem nieźle udało się oddać rytm największego państwa na świecie, który już na samym początku mocno go zaskoczył.


Jastrzębski pisze, że jest to Rosja widziana jego oczami. Ale o wiele ciekawsze niż te o Rosji są fragmenty dotyczące samej Moskwy. To tam autor mieszka, poznaje nietuzinkowych ludzi i rejestruje codzienność. Opisuje największe europejskie miasto z topograficzną wręcz dokładnością, oprowadza po kolejnych ulicach, jak rasowy przewodnik opowiada o tajemniczych stacjach metra, najbardziej znanych zabytkach, jak i miejscach, o których istnieniu mało kto słyszał. Opinie dotyczące całego kraju pojawiają się najczęściej w formie zasłyszanych anegdot, przeczytanych ciekawostek lub relacji ze spotkań.


Szkoda, że Jastrzębski tylko hasłowo potraktował wiele kwestii, które warto byłoby rozwinąć (albo pominąć, jeśli nie miało się zamiaru powiedzieć o nich więcej). Zwłaszcza ostatni – chyba najbardziej chaotyczny – rozdział przypomina bardziej „ślizganie się” po powierzchni i zarzucanie ciekawostkami. Czytam o rosyjskich ambicjach podboju kosmosu, by za chwilę przejść do zawartości talerza statystycznego żołnierza. Produkcja kawioru w następnym akapicie jest już Rosjanką, która – jak wszystkie inne Rosjanki – uwielbia kupować ubrania.


Trochę za tą Rosją nie nadążam, ale niewątpliwie ma to swój urok. Bardzo trafne wydaje się zdanie o tym, że nigdy nie dotrzemy do ostatniej, najmniejszej matrioszki. Jako, że należę do tych, którzy już dość długo je oglądają, odkładają, sięgają po inne i wracają do tych, które odłożyli, nawet mi się to nienadążanie podoba. Jastrzębski, koniec końców, nie próbuje przekonać do nadążania za Rosją, tylko pokazuje, że każdy przyglądający się matrioszkom, nie nadąża za nią na swój sposób.


*I. Kaliszewska, M. Falkowski, „Matrioszka w hidżabie. Reportaże z Dagestanu i Czeczenii”, Warszawa 2010, s. 7.
**Tamże.
***M. Jastrzębski, „Matrioszka Rosja i Jastrząb", s. 267.

(Maciej Jastrzębski, "Matrioszka Rosja i Jastrząb", Helion, Gliwice 2013)

To jest oficjalna recenzja:

2 komentarze:

  1. Mało wiem o Rosji. Rzecz jasna, zachwyca mnie uroda Moskwy, ale poza tym, to same smutne stereotypy. Chętnie przeczytam tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto, naprawdę. Tym bardziej, że autor dyskretnie odsunął się na dalszy plan, co w wypadku "książek o Rosji" wcale nie jest takie oczywiste.

    OdpowiedzUsuń