Cały tydzień rzadka zupa z
ziemniakami – w niedziele upragnione mięsko. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu tak
właśnie wyglądały nasze nawyki żywieniowe, a do jedzenia zwierząt podchodziło
się z odpowiednim szacunkiem. Obecnie spożywamy więcej mięsa niż kiedykolwiek wcześniej
w historii ludzkości, a biorąc pod uwagę ilość mieszkańców ziemi, wychodzi nam
gotowy przepis na katastrofę.
Jonathan Safran Foer poważnie
podszedł do tematu, kiedy dowiedział się, że niebawem urodzi mu się
dziecko. Zadał sobie pytanie, czym
będzie karmił swojego potomka i czy, ucząc go spożywania produktów zwierzęcych,
nie wyjdzie na człowieka niemoralnego. Latami zbierał informacje o przemyśle
mięsnym, spotykał się z farmerami, rozmawiał z aktywistami. Owocem tych
poszukiwań jest książka pt. „Zjadanie zwierząt” – publikacja, która wywołała
medialny szum i zachwyt celebrytów.
Nie wyobrażam sobie, że „Zjadanie
zwierząt” pozostawi kogokolwiek obojętnym. Opisy współczesnych hodowli są tak
przerażające, że nawet najbardziej zatwardziały wielbiciel steków, dla
przykładu taki ktoś jak ja, zada sobie pytanie skąd pochodzi kotlet na jego
talerzu. I nawet jeśli nie zostanie od razu wegetarianinem, to następnym
razem kupując mięso, zastanowi się skąd
ono pochodzi. Może nawet zrezygnuje z codziennego mielonego i powróci do modelu
sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to jedzenie zwierząt było przywilejem, a nie
oczywistością.
Najpierw możemy się zapoznać ze
współczesnym chowem przemysłowym i, kiedy już mamy łzy w oczach i zaczynamy
sobą gardzić, autor pyta nas co zamierzamy teraz zrobić. Żeby było jasne – nie ma
tu pustego nawoływania i gromienia mięsożerców. Raczej prośba o podjęcie
świadomego wyboru na rzecz etycznego traktowania zwierząt. Kupuj drożej, ale
rzadziej. A jeśli znajdą się tacy,
którym „Zjadanie zwierząt” nie da do myślenia i wybiorą gulasz, Foer przedstawi
im kolejne argumenty na to, że współczesne hodowle przyczyniają się do
globalnego ocieplenia, światowego głodu i zanieczyszczenia środowiska.
Nawet jeśli książka Foera jest
produktem komercyjnym, to można mu wybaczyć. Im więcej ludzi ją przeczyta, tym
lepiej. Bo to nasze codzienne wybory kształtują rynek i jeśli ograniczymy
spożycie mięsa, chów przemysłowy straci rację bytu.
„Zjadanie zwierząt” przypomniało
mi o pewnych sprawach, które w codziennym chaosie łatwo przeoczyć. A jeśli zadziałało
tak na mnie, prawdziwego mięsożercę, to autor osiągnął swój cel. I bardzo
dobrze.
Jonathan Safran Foer, „Zjadanie
zwierząt”, przekł. Dominika Dymińska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa
2013
Ostatnio często się zastanawiam, czemu tego mięcha żremy aż tak dużo? Ważna książka, nawet jeśli komercyjna, a może nawet lepiej, bo inaczej nikt by nie przeczytał. Pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że właśnie o to głównie Foerowi chodziło - mniej mięcha.
OdpowiedzUsuńDobrze by było jednak ją przeczytać w oryginale jeśli już, bo polski przekład jest w połowie kompletną bzdurą - http://pozapsem.blogspot.co.uk/2013/07/dominika-dyminska-z-niewielka-pomoca.html
OdpowiedzUsuńWłaśnie w oryginale czytałam. Tak zawsze jest lepiej :)
OdpowiedzUsuń