poniedziałek, 20 maja 2013

Droga na pokaz



Droga z kości to opowieść napisana jednocześnie z rozmachem i w kameralnym skupieniu” – przez chwilę pomyślałam, że mam do czynienia z, co najmniej, z drugim Tołstojem. Jeremy Poolman – całe szczęście! – drugim Tołstojem nie jest. Daleko mu także do urzekającego stylu Orlando Figesa czy Colina Thubrona, a perspektywa napisania książki o podróży na Syberię wydaje się pochłaniać go bardziej niż sama podróż.


„Aby poznać Rosję, trzeba najpierw poznać tę drogę” – to zdanie Izaaka Lewitana posłużyło za motto książki. Obraz jego autorstwa – „Władimirka” – stał się z kolei inspiracją dla podróży Poolmana. Planował ją wraz z najlepszym przyjacielem – buddystą Maksem, którego pradziadek zginął na „Władimirce”, podobnie jak miliony więźniów, przemierzających pieszo trasę do wyznaczonych GUŁ-agów. Maks nie doczekał wyprawy – zmarł na guza mózgu. Poolman zabiera ze sobą jego buddyjską szatę i wyrusza śladami syberyjskich duchów, żeby oddać im symboliczny hołd.

Wiedza Poolmana o Rosji pochodzi głównie z przewodników, dlatego zarówno informacje, jak i seria anegdot związana z konkretnymi miejscami, które przywołuje, dla kogoś, kto odrobinę interesuje się rosyjską historią, będą wyłącznie powtórzeniem. Może co poniektórzy wyciągną coś dla siebie z symbolicznego wymiaru opowieści. U innych – i zaliczam się do nich – wywoła on dzikie zgrzytanie zębami.

Autor kilkakrotnie deklaruje swój racjonalizm i ateizm. Tym bardziej drażni, że próbuje doszukiwać się sensu absolutnie we wszystkim, co go spotyka. Na początku wydaje się, że służy to oswajaniu tematu. Potem zmienia „Drogę z kości” w serię irytujących historyjek z morałem.


Nie widzę tam miejsca na jakiekolwiek upamiętnienie ofiar stalinowskich represji. Widzę za to Jeremy’ego Poolmana-bohatera, który tak bardzo przejęty jest drogą, że nie może przestać o tym pisać. Jeszcze raz, żeby nikomu nie umknęło: Jeremy Poolman pisze o tym, jak bardzo przejęty jest drogą, którą idzie, tak jak miliony przed nim wiele lat temu, a jeśli w trakcie dzieje się coś, czego nie potrafi sobie wytłumaczyć, to jeszcze lepiej, bo może udowodnić wszystkim, że jest mistrzem w dopisywaniu ukrytych znaczeń.

Może jego przyjaciel buddysta powiedziałby, że liczy się sama droga, a nie cel, do którego prowadzi. W przypadku książki powinno być podobnie – bardziej niż cel pt. ostatnia strona, powinna liczyć się sama treść, która myślenie o ostatniej stronie skutecznie oddali. Ta książka tylko je wyostrza.

„Aby poznać Rosję, trzeba najpierw poznać tę drogę”. Naprawdę lepiej poznawać ją, patrząc na obraz Lewitana.

(Jeremy Poolman, „Droga z kości. Podróż do mrocznego serca Rosji”, tłum. Justyna Grzegorczyk, Zysk i S-ka, Poznań 2012)

To jest oficjalna recenzja: 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz