Zazwyczaj pisanie recenzji odbywa się
bezproblemowo - kończę czytać, piszę, publikuję. Ale w przypadku
„Wyznaję” Jaume
Cabré
mam w głowie kompletną pustkę. Jest to bowiem dzieło kompletne.
Monument, który należy podziwiać, pozostawiając ocenianie tym
najbardziej kompetentnym. Osobiście mogę co najwyżej podjąć się
nieudolnej próby zawarcia w kilku akapitach tego, co w powieści
najważniejsze.
O
istocie zła pisało wielu, między innymi Conrad, Lindqvist czy
Bauman. Każdy z nich próbował odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”
szukając odpowiedzi w indywidualnych cechach jednostki. Cabré
podszedł do tego problemu od trochę innej strony, traktując zło
jako coś stałego, coś niezmiennego, coś, co po prostu istnieje.
Pojedyncza istota ludzka może jedynie wyznać swoje winy. I właśnie
tym jest „Wyznaję” - spowiedzią mężczyzny, który od
wczesnego dzieciństwa próbował objąć rozumem to, co niepojęte.
Narratorem
jest Adrian Ardevol, który opowiada nam historię swojego życia.
Ale nie robi tego po to, żeby zapisać się w naszej pamięci.
Raczej próbuje zrozumieć jak to się stało, że mimo dobrych
chęci, zło wdarło się w jego życie i ogołociło go z marzeń i
poczucia spełnienia. Stopniowe odkrywanie zadawnionych win jego
przodków sprawia, że Adrian ciągle się miota i nie może pojąć
dlaczego to, na czym mu najbardziej zależy wydaje się dla niego
nieosiągalne. Kiedy okazuje się, że intelekt na nic się zda, jest
już za późno.
Cabré
zadał więc w swojej powieści najtrudniejsze pytanie, jakie można
zadać w literaturze. I pewnie nie udałoby mu się zrobić tego w
tak kunsztowny sposób, gdyby nie spięcie całej historii czymś
namacalnym i konkretnym. W tym przypadku są to skrzypce, które
wędrując przez stulecia z rąk do rąk, stają się symbolem
wszystkich okropności, jakie jest w stanie popełnić człowiek.
Mimo
że narracja przenosi nas dość często o kilkaset lat, a książka
roi się od nawiązań historycznych i literackich, „Wyznaję” to
satysfakcjonująca lektura. Może dlatego, że podskórnie każdy z
nas zadaje sobie czasem pytania, na które stara się odpowiedzieć
Adrian Ardevol. A może po prostu dlatego, że Cabré po mistrzowsku
posługuje się słowem.
Tak
czy inaczej cel zostaje osiągnięty. Lektura nie tyle zmusza, co
wręcz nakazuje nam rozliczyć się z własnym poczuciem winy. Ale
mimo bezradności, która pozostaje na koniec, łatwo sobie
uświadomić, że tylko takie książki warte są ponownego czytania.
Jaume
Cabré, „Wyznaję”, przeł. Anna Sawicka, wyd. Marginesy,
Warszawa 2013
Cieszę się, że zaczynają pojawiać się recenzje tej książki. Każda z nich coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuń