Paweł Smoleński usłyszał od jednego ze
swoich rozmówców: „My, izraelscy Arabowie, siedzimy okrakiem na barykadzie,
przechylając się raz w jedną, raz w drugą stronę. To piekielnie niewygodna
pozycja. Dobrze nam, ale też niedobrze. Lubimy tu mieszkać i nie znosimy. A
przecież gdyby nam pozwolono i pozwolilibyśmy sobie sami, barykada mogłaby
zamienić się w most. Wyobraź sobie, jak by tu wtedy było.”*
Nie wiem czy ktokolwiek w Europie jest w
stanie sobie to wyobrazić. Kiedy myśli się „Izrael” albo „Palestyna”, do głowy
przychodzi od razu mur bezpieczeństwa. Mur między Izraelem a Zachodnim Brzegiem
Jordanu wybudowany z inicjatywy Izraela. Mający cywilizowany Izrael ochronić
przed dzikimi Arabami, w każdej chwili gotowymi do odpalenia serii
nieprecyzyjnych rakiet. Arabowie, bohaterowie tej książki, mają izraelskie
paszporty. Nie popierają ani działań Hamasu, ani polityki izraelskiego rządu. W
Strefie Gazy odnoszą się do nich z rezerwą. W Izraelu uważają za potencjalnych
terrorystów.
Dlaczego kiedy „Arab strzela, Żyd się
cieszy”? Bo się co do Araba nie pomylił (przecież o tym, że na pewno strzeli,
Żyd wiedział od zawsze)? A może cieszy się, że to nie on strzelił pierwszy? Nic
z tych rzeczy. Żyd się cieszy, bo Arab strzela bramkę dla izraelskiego klubu
piłkarskiego. Ale jeszcze bardziej cieszy się z tego, że nie jest Arabem. Tak
wygląda rzeczywistość, o której napisał Smoleński. Rzeczywistość zupełnie nie
nadająca się na pierwsze strony gazet, na uzupełnienie relacji z izraelsko-palestyńskiego
konfliktu.
Można „gapić się jak na Araba”, być
ubranym „na Araba”, wyglądać jak Arab, chodzić jak Arab albo kupować to, co
mógłby kupić tylko Arab. Wspólnym mianownikiem tych reportaży jest dominujące
poczucie wykluczenia. Arabowie czują się uchodźcami we własnym kraju. Formalnie
są obywatelami Izraela, ale „po drugiej stronie muru” znaczy dla nich tyle co
„nie u siebie”. Mur to nie tylko widoczny gołym okiem podział, ale też rosnąca
nienawiść, nacjonalizm czy podejście do syjonizmu, który wielu nazywa wprost „złośliwą
karykaturą”. Zapaleni wyznawcy religii coraz częściej okazują się zakładnikami
polityki. Ostentacyjne pokazywanie swojej wiary jest niczym innym, jak strachem
przed posądzeniem o niewłaściwe poglądy.
Smoleński doskonale wychwycił
wszechobecną dychotomię. Opisał przestrzeń, w której obóz o nazwie My licytuje
się z obozem o nazwie Oni o to, kto bardziej ucierpiał w przeszłości i kto skutki
tego cierpienia odczuwa dotkliwiej. Mimo że Izrael i Palestyna to jakby dwa
odrębne światy, krzywda jest jedna. My i Oni mówią o tej samej krzywdzie,
posługują się tylko innymi słowami.
Most, o którym opowiadał Smoleńskiemu
jeden z jego rozmówców nie powstanie dopóty, dopóki Izrael i Palestyna, oprócz tego że
wrogami dla siebie nawzajem, nie przestaną być wrogiem dla samych siebie.
* P. Smoleński, „Arab strzela, Żyd się
cieszy”, s. 28-29.
(Paweł Smoleński, „Arab strzela, Żyd się
cieszy”, Świat Książki, Warszawa 2012)
To jest oficjalna recenzja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz