piątek, 1 lutego 2013

Piękna ohyda

Każdy wielbiciel „Hellraisera” wie, że z makabry i groteski można uczynić prawdziwe arcydzieło grozy. I chociaż miłośników horrorów często stawia się niejako „niżej”, niż na przykład czytelników literatury pięknej, to każdy, kto przeczyta „Ludzi z bagien” przekona się, że w przypadku Edwarda Lee mamy do czynienia z prawdziwie mistrzowskim warsztatem pisarskim, wykraczającym daleko poza gatunek horroru.

Phil Straker, główny bohater powieści, zostaje wplątany w aferę, która pozbawia go dobrego imienia i pracy śledczego. W zasadzie jest spalony jako policjant, ale z pomocą przychodzi mu szeryf z Creek City, rodzinnego miasteczka Phila. W tej zapomnianej przez boga dziurze nowe porządki wprowadzają dealerzy narkotyków, a doświadczenie Strakera może okazać się w walce z nimi pomocne.

Ale jest jeszcze jeden problem, mianowicie tytułowi ludzie z bagien – klan genetycznych mutantów, którzy od bardzo dawna rozmnażają się tylko w obrębie własnej rodziny. De facto, to właśnie oni okazują się być przyczyną wszystkich problemów nękających Creek City.

„Ludzie z bagien” to mistrzowsko napisana powieść, którą ciężko zakwalifikować tylko do gatunku grozy. Owszem, ilość makabry przyprawia o mdłości nawet najbardziej konserwatywnych fanów gatunku, ale równie dobrze można by było zaryzykować stwierdzenie, że jest to książka sensacyjna, która korzysta z groteski dla wzmocnienia ogólnego wydźwięku książki.

Dodatkowym atutem jest świetna psychologizacja głównego bohatera. To dzięki jego wątpliwościom i przebłyskom wspomnień dowiadujemy się co tak naprawdę dzieje się w Creek City, a Edward Lee w tym właśnie elemencie powieści potwierdza, że nie jest „tylko” pisarzem horrorów.

Zdecydowanie jednak warto przeczytać książkę w oryginale, mamy tu bowiem do czynienia ze wspaniałym naśladownictwem amerykańskiej wersji angielskiego pochodzącej z najgłębszej prowincji Stanów, zapomnianej przez mainstream i resztę świata. Nie sądzę, aby polskie tłumaczenie mogło chociaż w części oddawać klimat, który tworzy się w tej powieści głównie za pomocą mowy mieszkańców Creek City.

„Ludzie z bagien” nie mają słabych punktów. Każdy, kto z powątpiewaniem patrzy na okładki horrorów, po przeczytaniu Edwarda Lee może bardzo szybko stać się ich zagorzałym fanem.



Edward Lee, „Ludzie z bagien”, przeł. Maksymilian Tumidajewicz, wyd. Replika, Zakrzewo 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz