Każdy wielbiciel „Hellraisera”
wie, że z makabry i groteski można uczynić prawdziwe arcydzieło
grozy. I chociaż miłośników horrorów często stawia się niejako
„niżej”, niż na przykład czytelników literatury pięknej, to
każdy, kto przeczyta „Ludzi z bagien” przekona się, że w
przypadku Edwarda Lee mamy do czynienia z prawdziwie mistrzowskim
warsztatem pisarskim, wykraczającym daleko poza gatunek horroru.
Phil Straker, główny bohater
powieści, zostaje wplątany w aferę, która pozbawia go dobrego
imienia i pracy śledczego. W zasadzie jest spalony jako policjant,
ale z pomocą przychodzi mu szeryf z Creek City, rodzinnego
miasteczka Phila. W tej zapomnianej przez boga dziurze nowe porządki
wprowadzają dealerzy narkotyków, a doświadczenie Strakera może
okazać się w walce z nimi pomocne.
Ale jest jeszcze jeden problem,
mianowicie tytułowi ludzie z bagien – klan genetycznych mutantów,
którzy od bardzo dawna rozmnażają się tylko w obrębie własnej
rodziny. De facto, to właśnie oni okazują się być przyczyną
wszystkich problemów nękających Creek City.
„Ludzie z bagien” to mistrzowsko
napisana powieść, którą ciężko zakwalifikować tylko do gatunku
grozy. Owszem, ilość makabry przyprawia o mdłości nawet
najbardziej konserwatywnych fanów gatunku, ale równie dobrze można
by było zaryzykować stwierdzenie, że jest to książka sensacyjna,
która korzysta z groteski dla wzmocnienia ogólnego wydźwięku
książki.
Dodatkowym atutem jest świetna
psychologizacja głównego bohatera. To dzięki jego wątpliwościom
i przebłyskom wspomnień dowiadujemy się co tak naprawdę dzieje
się w Creek City, a Edward Lee w tym właśnie elemencie powieści
potwierdza, że nie jest „tylko” pisarzem horrorów.
Zdecydowanie jednak warto przeczytać
książkę w oryginale, mamy tu bowiem do czynienia ze wspaniałym
naśladownictwem amerykańskiej wersji angielskiego pochodzącej z
najgłębszej prowincji Stanów, zapomnianej przez mainstream i
resztę świata. Nie sądzę, aby polskie tłumaczenie mogło chociaż
w części oddawać klimat, który tworzy się w tej powieści
głównie za pomocą mowy mieszkańców Creek City.
„Ludzie z bagien” nie mają słabych
punktów. Każdy, kto z powątpiewaniem patrzy na okładki horrorów,
po przeczytaniu Edwarda Lee może bardzo szybko stać się ich
zagorzałym fanem.
Edward Lee, „Ludzie z bagien”,
przeł. Maksymilian Tumidajewicz, wyd. Replika, Zakrzewo 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz