Meksyk jest trudnym
sąsiadem Stanów Zjednoczonych. Nie dość, że około 8.000 meksykańskich
imigrantów przebywa w USA nielegalnie, to jeszcze ciągle słyszy się o
strumieniu narkotyków wędrującym z Meksyku do biednego i moralnie nieskalanego
społeczeństwa po drugiej stronie granicy. W odpowiedzi Stany Zjednoczone
postanowiły dać Meksykowi przysłowiowego klapsa i pokazać, gdzie jego miejsce. Powstał
więc mur graniczny, którego codziennie strzeże około 15.000 agentów.
Jaki wpływ
wywarło to na mieszkańców pogranicza (na Ameksykanów, jak nazywa ich w swojej
książce Ed Vulliamy)? Przede wszystkim zapanował chaos i terror. Bo to pseudo
państwo, które powstało w wyniku budowy muru, jest swoistą ziemią niczyją,
gdzie samozwańcze rządy przejęły kartele narkotykowe, a życie zwykłych,
miłujących spokój obywateli, nieodwołalnie się zmieniło.
Autor zabiera
nas w podróż wzdłuż tej granicy. Odwiedzamy ‘maquiladoras’, meksykańskie
odpowiedniki wielkich chińskich fabryk – tu zarabia się pół dolara dziennie, dwunastogodzinny
dzień pracy dzielą dwie przerwy na wyjście do toalety, natomiast posiłek
powinien trwać pięć minut. Przyglądamy się ofiarom coraz silniejszych
syntetycznych narkotyków, dogorywającym w ośrodku, który bardziej niż miejsce
rehabilitacji przypomina kostnicę. Razem ze śmiałkami szukającymi lepszego
życia, wyruszamy słynną ‘el camino del Diablo’, drogą diabła, w podróż krótką,
choć niemożliwą: z Meksyku do Stanów.
Ile razy
przekraczamy granicę, tyle razy autor próbuje nam uświadomić, że jest to sztuczna
linia demarkacyjna, a ta ziemia i ci ludzie próbują ją odrzucić, niczym
sztuczny przeszczep, który się nie przyjął. Uderzający jest kontrast pomiędzy
tym, co było, i tym co jest, bo ludzie wspominają, że jeszcze dwadzieścia lat
temu żyło się lepiej, prościej i bezpieczniej.
Nagle jednak ktoś postanowił, że dwa kraje, żyjące do tej pory w
symbiozie, należy sztucznie rozdzielić.
Ale ten
podział niektórym zupełnie nie przeszkadza. Na przykład takim sprzedawcom
broni. Nielegalnie przemycane amerykańskie karabiny wspomagają wojnę meksykańskich
gangów, a meksykańskie gangi wysyłają do amerykańskich domów coraz większe
ilości narkotyków. I tak się to wszystko kręci.
Vulliamy
napisał książkę bardzo potrzebną, ale też bardzo ciężką i niewygodną dla
współczesnego, ogłupionego ciągłą konsumpcją mieszkańca ‘pierwszego’ świata.
Najgorsze, że na działania już chyba za późno. Można tylko obserwować konsekwencje
pomysłów wymyślanych przy okrągłych, rządowych stołach.
Ed Vulliamy,
„Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy.”, przeł. Janusz Ochab, wyd. Czarne, Wołowiec 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz