To najmocniejsza książka Doroty Masłowskiej. Frustracja, którą dało
się wyczuć w jej debiutanckiej „Wojnie polsko-ruskiej”, osiąga tutaj
apogeum.
Nie znajdziemy tu blokowisk. Nie poczujemy zapachu rozgotowanego,
taniego jedzenia z „Między nami dobrze jest”. Nie spotkamy kogoś
podobnego do Dżiny z „Dwojga biednych Rumunów mówiących po polsku”, kto
ma na twarzy wypisane: patologiczna rodzina & wieczny debet na
koncie.
Miasto zastąpił sztuczny twór, który aspiruje do miana metropolii.
Zamiast bohaterów mamy statystów otoczonych przez zastępy gadżetów i
zestawy leków homeopatycznych. W tej sterylnej rzeczywistości najlepszym
przyjacielem okazuje się żel antybakteryjny, a szczytem artyzmu jest
włożenie sobie gałązki bazylii w cewkę moczową. Inni ludzie to pachołki
na trasie slalomu, które trzeba jak najzgrabniej ominąć. Ewentualnie
można wspierać kogoś w myślach, pod warunkiem, że nie jest się akurat
zajętym ściąganiem na siebie dobrej energii lub wyszukiwaniem kolejnego
kursu jogi. I jeszcze jedna uwaga: tylko taka rzeczywistość jest trendy.
Masłowska genialnie sportretowała serię prywatnych końców świata powtarzających się cyklicznie w otoczeniu, w którym na pierwszy rzut
oka nie mają prawa się wydarzyć. „Kochanie, zabiłam nasze koty” to w
zasadzie książka o Niczym. Nic się rozrasta, Nic nas zalewa, to samo Nic
powoduje, że sto sześćdziesiąt znaków esemesowych wydaje się
nieograniczoną przestrzenią. I przy tym jest to Nic opisane w taki
sposób, że przez krótką chwilę wydaje nam się zabawne. Do tego posłużyła
się Masłowska językiem, jak na nią, wyważonym, mniej eksperymentalnym,
zauważalnie innym od tego, do jakiego nas przyzwyczaiła.
Coś musiało ją, po dziesięciu latach, sprowokować do czerpania z
nietkniętych rekwizytów, manekinów i neonowych napisów, w których
przepaliła się większość liter. W moim odczuciu napisała o kolejnej
wojnie. Nie jest ona tylko polsko-ruska i nie toczy się już na mieście.
Mamy raczej do czynienia z konfliktem na skalę światową, w której stawką
jest sprawny ludzki mózg.
(Dorota Masłowska, "Kochanie, zabiłam nasze koty", Noir sur Blanc, Warszawa 2012)
To jest oficjalna recenzja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz