Wznowiony po ośmiu latach „Irak” to reportaż literacki w najlepszym
wydaniu. Jego największym atutem jest samo podejście Pawła Smoleńskiego,
który pojechał nad Zatokę Perską z przekonaniem, że człowiek Zachodu
nie ma szans pojąć mechanizmów tam panujących, zrozumieć zasięgu zmian,
jakie zaszły w irackiej republice na początku XXI wieku i wreszcie tego,
w jaki sposób wpłynęły one na samych Irakijczyków. Wydaje się, że jako
reporter wybrał najlepszy wariant – oddał im głos.
Jeszcze całkiem niedawno byli pewni, że czarne złoto zagwarantuje ich
krajowi niezachwianą pozycję naftowego potentata. Obcokrajowcom
opowiadali o niezwykłości irackiej kultury, którą świat będzie chciał
masowo importować, gdy chociaż odrobinę ją pozna. Dzisiaj wiadomo już,
że sen o potędze został przerwany, to, co pozostało z kultury, zostało
zepchnięte do prywatnych piwnic i ciasnych pomieszczeń, a do Iraku
przylgnęło określenie: „miasto kurzu i mgły”. O takim państwie nie chcą
rozmawiać.
Podobnie jak o odzyskaniu wolności – tak świat nazwał przejęcie
kontroli nad Irakiem przez Amerykanów w 2003 roku. Rozwiązanie to
okrzyknięto najlepszym z możliwych i oficjalnie nazwano „misją
stabilizacyjną”. Fakt, że metody „wybawców” opierały się na wzbudzaniu
strachu i wprowadzaniu terroru oraz do złudzenia przypominały te,
którymi posługiwał się obalony iracki prezydent, Saddam Husajn,
najwyraźniej uznano za nieistotny szczegół. Nikt nie zastanowił się nad
tym, jak po dziesięcioleciach dyktatury Irakijczycy mają zacząć
funkcjonować w rzeczywistości, która bardziej niż wolność darowaną
przypomina jednak wolność narzuconą. Oni sami nie mogli tego wiedzieć –
od zawsze myślał za nich ktoś inny.
Ale przynajmniej ktoś, kogo znali. Sam ich nauczył, że lepszy własny tyran, niż obca wolność*. Saddam to synonim współczesnego Iraku. Obalenie go nieodwracalnie podzieliło kraj. Dla części społeczeństwa było niczym przywrócenie wolnej woli, dla niektórych stało się wręcz osobistym dramatem. Jedni po raz pierwszy dostrzegli szansę na rozwój kraju, inni stracili nadzieję na odzyskanie dawnej świetności, a tym, co najbardziej słuszne, wydaje im się nienawiść połączona z zemstą na amerykańskich najeźdźcach. I chociaż Irakijczycy zobaczyli, że mogą się od siebie różnić, w każdym z tych głosów pobrzmiewa echo pretensji: nikt niczego z nimi nie konsultował.
Ale przynajmniej ktoś, kogo znali. Sam ich nauczył, że lepszy własny tyran, niż obca wolność*. Saddam to synonim współczesnego Iraku. Obalenie go nieodwracalnie podzieliło kraj. Dla części społeczeństwa było niczym przywrócenie wolnej woli, dla niektórych stało się wręcz osobistym dramatem. Jedni po raz pierwszy dostrzegli szansę na rozwój kraju, inni stracili nadzieję na odzyskanie dawnej świetności, a tym, co najbardziej słuszne, wydaje im się nienawiść połączona z zemstą na amerykańskich najeźdźcach. I chociaż Irakijczycy zobaczyli, że mogą się od siebie różnić, w każdym z tych głosów pobrzmiewa echo pretensji: nikt niczego z nimi nie konsultował.
Irak, którego wysłuchał Smoleński to przede wszystkim kraj
rozdźwięków społecznych nieudolnie cementowany rzekomym wspólnym celem –
walką w imię islamu, która tak naprawdę jest tylko pretekstem,
przykrywką do zdobywania wpływów, pieniędzy i władzy. To uderza
najbardziej: chodzi, jak zwykle, o władzę.
O piętnie, jakie reżim odcisnął na Irakijczykach nie da się
zapomnieć. Tyle, że świat zachodni, przekonany, że kilka lat temu
doskonale odrobił lekcję z tego, co dla Iraku dobre, zupełnie tego nie
widzi. Smoleński oprócz tego, że zobaczył, to jeszcze dosłyszał w tych
historiach pełnych rezygnacji i buntu chyba najważniejsze: Irakijczycy
wierzą, że kiedyś sami będą decydować o drodze rozwoju swojego kraju.
Mówią (znacznie ciszej), że tylko na zewnątrz wyglądają tak, jakby już
nie mieli marzeń.
Źródła cytatów:
*P. Smoleński, "Irak. Piekło w raju", s. 20.
(Paweł Smoleński, "Irak. Piekło w raju", Czarne, Wołowiec 2012)
To jest oficjalna recenzja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz