
Kiedyś w Empiku zobaczyliśmy Reklamę Jasia Kapeli. Znaliśmy go, bo –
jako pierwszy zwycięzca – wpisał się złotymi zgłoskami na karty historii
poetyckiego slamu w Polsce. A gdy przeczytaliśmy zamieszczone z tyłu okładki
słowa Igora Stokfiszewskiego: kurewsko
dobra poezja, już wiedzieliśmy: taka poezja, to poezja warta każdych
pieniędzy. Musimy Reklamę kupić, to
znaczy któreś z nas musi, a potem będziemy sobie pożyczać, spotykać się i
czytać na głos, właśnie tak to sobie wyobrażaliśmy.
Akurat tak się złożyło, że to ja kupiłam
wtedy tę książkę, a potem przez długi czas nosiłam ją w plecaku. Ale tego, że
coś się zmienia, nie dawało się dalej ukrywać. To chyba było tak zwane szerokie
spektrum możliwości. Zapomnieliśmy o „Wioli”, bo drzwi do innych miejsc stanęły
przed nami otworem. Jaś Kapela zdawał się trochę zapominać o poezji. Być może
chciał zapisać się złotymi zgłoskami na kartach polskiej prozy.
Przez chwilę myślałam, że Janusz Hrystus będzie ukłonem w stronę
Adasia Miauczńskiego. Ale Marek Koterski, w przeciwieństwie do Jasia Kapeli,
nie oszukuje odbiorcy, nie próbuje przekonywać go do przesłania, które nie
istnieje. Może dlatego Markowi Koterskiemu nigdy szczególnie nie zależało na
tym, żeby się gdziekolwiek reklamować.
Jeśli kiedyś przypadkiem przyszłoby wam
wybierać między Januszem Hrystusem a
piwem, nie wahajcie się ani chwili i wybierzcie to drugie, nawet gdybyście byli
zmuszeni wypić je w miejscu bliźniaczo podobnym do „Wioli”.
(Jaś Kapela, „Janusz Hrystus”,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz