Koniec świata. Podlasie.
Osiemdziesięcioletnia Sońka pasie krowę. Podjeżdża Mercedes, wysiada Igor, znany
reżyser teatralny, któremu na zadupiu zepsuł się samochód. Spotkanie tej dwójki
daje powód do opowiedzenia historii życia tytułowej Sońki, a Igor staje się półniemym
świadkiem jej podróży do przeszłości.
Sonia nie umiała pisać,
żyła z ojcem i dwoma braćmi. Ojciec ją bił i gwałcił, bracia popychali, a ona
codziennie rano przygotowywała im śniadania. I nagle jej życie się odmieniło,
bo poznała świetlistego Joachima. Nie przeszkadzało jej, że był Niemcem, nie
przeszkadzało, że był nazistą, nie przeszkadzało, że nie rozmawiali w tym samym
języku. Kochała, kochała, a potem słono za to zapłaciła.Teraz ma już tylko
swoją ukochaną sukę Borbus, potomkinię Borbus pierwszej, oraz kota Jozika. Ucieszona
nieoczekiwaną wizytą pięknego „młodzieńca”, ma wreszcie komu opowiedzieć o
swojej tragedii.
Karpowicz oddaje głos
kobiecie, która zyskała wszystko, a rok później to wszystko straciła. Która dla
mieszkańców stała się legendą, „tą, która puściła się z Niemcem”, szeptuchą,
zdrajczynią, dziwką, co w ogóle nie dostrzegła wojny, bo miłość do Joachima
przysłoniła jej całą resztę i odcisnęła się piętnem na dalszym życiu, składającym
się wyłącznie ze wspomnień, przechowywania zakrwawionej szmatki, marzeniu o
czekoladkach Wedla.
Liryczny sposób, w jaki
Karpowicz opowiada o Sońce zostaje jednak zestawiony z innym, współczesnym
wymiarem. Dzisiaj już się w taki sposób nie mówi – wszystko musi być trendy, cool, a najlepiej,
żeby jeszcze dotyczyło Żydów, bo Żydzi są modni. Na tym tle spotkanie Igora i
Sońki jest jak zderzenie dwóch światów, które nie mają prawa ze sobą współgrać,
ale w gruncie rzeczy opierają się na tych samych wartościach.
Mocna to rzecz i na pewno
warta uwagi. Zwłaszcza, że w polskiej literaturze nikt już tak nie pisze o
kobietach – milczących, zapomnianych, mieszkających być może całkiem nieopodal.
Ignacy Karpowicz, „Sońka”,
wyd. Literackie, Kraków 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz