
On się nie boi Izraela. A nie boi
się do tego stopnia, że opisuje go w porządku alfabetycznym. „Balagan” to w
zasadzie osobisty słownik kraju. Pozorne nieuporządkowanie układa się bowiem w
spójną opowieść, która w prosty sposób przybliża nam realia tego najbardziej
chaotycznego ze wszystkich państw.
Każda litera to oddzielna
historia. I tak jak w Izraelu, także i w „Balaganie” sacrum miesza się z
profanum, a zagadnienia poważne z tymi pozornie nieważnymi. Mamy opowieść o Ben
Gurionie, o Szoach, o wojnach, ale też o hucpie, o upale czy o myckach. Nic nie
jest zbędne, a każde hasło daje pretekst do opowiadania i snucia osobistych
rozważań.
Nie wiem jak Paweł Smoleński to
robi, ale poprzez wychwytywanie pojedynczych scen i pobieżnych rozmów z
nieznajomymi przedstawia nam obraz tak żywy, jakbyśmy chodzili rozgrzanymi uliczkami
Jerozolimy, jakbyśmy smakowali karpia po żydowsku, jakbyśmy byli świadkami
wspominanych zdarzeń.
Przed wyjazdem do Izraela dobrze
jest przeczytać „Balagan”. Można uniknąć
syndromu jerozolimskiego i zaoszczędzić sobie psychicznego bałaganu.
Paweł Smoleński, „Balagan.
Alfabet Izraelski”, wyd. AGORA SA, Warszawa 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz