poniedziałek, 10 września 2012

Jak nam razem było nie po drodze

Żydzi nigdy nie mieli lekko. Właściwie od początku swojego istnienia stawali się kozłem ofiarnym każdego kraju, w którym próbowali osiedlić się na dłużej. Jaki był finał tych starań – wszyscy wiemy. Niezaznajomieni z historią mogą myśleć, że w Polsce było inaczej. Przecież pomagaliśmy Izraelitom w trakcie II wojny, a antysemityzm kojarzy nam się wyjątkowo źle. Niestety,  poprawność polityczna to wymysł powojennych czasów, bo gdy spojrzeć wstecz, okazuje się, że Polacy nie byli Żydofilami. Zwłaszcza nie w XIX wieku.

Adam Węgłowski oparł „Przypadek Ritterów” na polskiej niechęci i ksenofobii z czasu zaborów. Wtedy to, co jest faktem historycznym, o brutalny mord rytualny oskarżona została żydowska rodzina Ritterów. W zasadzie nikt nie mógł im niczego udowodnić, ale sprawa ta wstrząsnęła opinią publiczną i podzieliła społeczeństwo na przeciwstawne obozy definiowane stosunkiem do Żydów.
Proces w sprawie oskarżonych zainteresował głównego bohatera Kamila Korda, który jest postacią fikcyjną. Zmiana światopoglądu sprawia, że Kord próbuje dociec prawdy o tym, kto naprawdę zabił ofiarę – Franciszkę Mnichównę. Jego historia to najsłabsze ogniwo książki, które zostało do niej dodane chyba tylko po to, żeby scalić opowieść o postępowaniu w sprawie galicyjskich Żydów. Mimo to całość przedstawia się spójnie, a to za sprawą faktów, które autor zręcznie opisał i usystematyzował. 

Antysemickie poglądy Matejki, początki kryminologii i medycyny sądowej, dziewiętnastowieczna obyczajowość, a przede wszystkim obraz społeczeństwa chcącego jak najszybciej i najłatwiej pozbyć się Izraelitów, to elementy, które nadają „Przypadkowi Ritterów” wartości.

I mimo, że Węgłowski nie wykazał się wielką sprawnością w budowaniu wątku fabularnego, fani Jurgena Thornwalda i Arthura Conana Doyle’a mogą zacierać ręce.

Adam Węgłowski, „Przypadek Ritterów”, wyd. Szara Godzina, Katowice 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz