czwartek, 5 grudnia 2013

Wytrąceni



Ostatnia, niedokończona książka Teresy Torańskiej, jest przede wszystkim powrotem do emocji, jakie zapanowały tuż po katastrofie smoleńskiej. Ale także przypomnieniem, że te same emocje, które początkowo miały łączyć tłumy, tak naprawdę wszystkim odebrały szansę na przeżycie żałoby.

Torańska nawet przez chwilę nie wierzyła w posmoleńskie zjednoczenie. Była daleka od stawiania pomników i pielęgnowania romantycznych mitów. W emocjonalnym zrywie Polaków widziała raczej przyczynek do przyszłych awantur i tworzenia kolejnych podziałów. W „Smoleńsku” doskonale udało jej się uchwycić zmianę  społecznych nastrojów. Od subtelnej niechęci wobec Rosjan i Polaków spoza obozu „my”, aż do bezkompromisowego upolityczniania tragedii i wzajemnego wytykania błędów epitetami, które na stałe weszły do „słownika smoleńskiego”.

Układ rozmów, oprócz zmieniającej się atmosfery, umożliwia także detaliczne odtworzenie tego, co działo się 10 kwietnia 2010 roku i w kolejnych dniach w samym Smoleńsku, w Moskwie podczas identyfikacji ciał ofiar, równolegle w Warszawie czy później na Wawelu. Torańskiej bardzo zależy na szczegółach. Wielokrotnie powtarza pytania, przytacza to, czego dowiedziała się od poprzednich rozmówców, próbuje ustalić coś nowego. I robi to w sposób szalenie dyskretny, świadoma tego, że dla wielu osób drobiazgowa rozmowa o państwowej – a często jednocześnie prywatnej – tragedii, jest czymś ponad siły.

„Smoleńsk” nie odpowiada na pytania o techniczne przyczyny katastrofy. Nie skupia się na budowie samolotu, złamanych lub nie drzewach dookoła, jednym albo kilku wybuchach. W ogóle brakuje w nim insynuacji. Nie brakuje za to szacunku dla żałoby. Można się zastanawiać, w jakim stopniu inna i bardziej kompletna byłaby ta książka, gdyby udało się ją dokończyć. Dokończona czy nie – o ten szacunek Torańskiej chodziło na pewno. 

(Teresa Torańska, "Smoleńsk", Wielka Litera, Warszawa 2013)

To jest oficjalna recenzja:
 

1 komentarz:

  1. 10 kwietnia nikt nie zastanawiał się nad technicznymi szczegółami i przerzucaniem się winą. Tego dnia wszyscy przystanęli w zdumie. Trudno zapomnieć wycie syren, marsz żałobny i dziesiątki trumien. Szkoda, że zmieniono śmierć tych ludzi w medialną szopkę.

    OdpowiedzUsuń