środa, 2 października 2013

Posmoleńscy Hamleci i posmoleńskie Antygony


10 kwietnia 2010 roku na scenie – smoleńskim lotnisku Siewiernyj – ma wylądować  samolot prezydencki. Jednak jego załoga (aktorzy) przed zagraniem na owej scenie mieli ani jednej próby. Nikt nie sprawdził też, czy scena została właściwie przygotowana. Z teatralnego punktu widzenia – nie do pomyślenia. Być może tak samo „nie do pomyślenia” było spojrzenie na katastrofę smoleńską z perspektywy teatrologicznej. Dariusz Kosiński przyjrzał jej się właśnie pod tym kątem i napisał książkę o zbiorowości, która do zjednoczenia potrzebuje starannie wyreżyserowanego  rytuału. Ale przede wszystkim potrzebuje przekonania o własnym istnieniu.

Kosiński nie ma wątpliwości, że 10 kwietnia 2010 roku przeżyliśmy jako zbiorowość – każdy jest w stanie przypomnieć sobie, co tego dnia robił. Cały spektakl zaczął się już wtedy, gdy katastrofa nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, a media – pozbawione dokładnych informacji – nie mogły przekazać „faktów” i umieścić wydarzenia w ciągu przyczynowo skutkowym, który byłby zrozumiały dla odbiorcy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich mediów.

Przedstawiając dowody na to, że katastrofa smoleńska należała do kategorii performansu, posługuje się autor raportem komisji Jerzego Millera, który – jak zauważa – jest jedynym oficjalnym, względnie całościowym dokumentem, jakim dysponujemy. Samych członków komisji porównuje do historyków teatru, którzy na podstawie fragmentów (stenogramów) musieli odtworzyć nie tylko przebieg zdarzeń, ale także spróbować poznać intencje poszczególnych osób oraz motywy ich działań. Nigdy nie będzie to wiedza całościowa. Prawdopodobnie nie uda się poznać wszystkich przyczyn katastrofy i jej dokładnego przebiegu z bardzo prostego powodu – wszyscy jej uczestnicy nie żyją. Zatem każda próba odpowiedzi na pytania z nią związane, ma w sobie coś z iluzji.

Sposobem na oswojenie katastrofy o wymiarze, z jakim nie spotkaliśmy się wcześniej, było jej teatralne uwznioślenie. Kosiński pokazuje, że część decyzji, jakie zapadły w kwestii smoleńskiej to konsekwencja „żałobnego rozmachu” i potrzeby kontynuowania przedstawienia. Sam pochówek pary prezydenckiej na Wawelu świadczy według niego o potraktowaniu jej jak elementów spektaklu – symboli stojących na czele „prawdziwszej” Polski. Same protesty dotyczące miejsca pogrzebu, happeningi upamiętniające ofiary, „walka o krzyż” czy akcje inicjowane przez „Solidarnych 2010” – wszystko to miało charakter spektaklu, którego zasadniczą rolą było wzmocnienie przekonania o istnieniu wspólnoty i dalsze podtrzymanie iluzji.

W tych, którzy zdecydowali się wyjść na ulice, dostrzega Kosiński posmoleńskich Hamletów i posmoleńskie Antygony. Zauważa też, że Jarosław Kaczyński – mimo, że od tych Hamletów i Antygon odciął się w swojej kampanii wyborczej – sam zachowywał się podobnie do szekspirowskiego bohatera. Bywał też Konradem z mickiewiczowskich „Dziadów” domagającym się rządu dusz.

Przez pierwsze miesiące „po Smoleńsku” przećwiczyliśmy na sobie coś, co dotychczas znane nam było z lektur epoki romantyzmu. Wydawało się, że wspólne manifestowanie sprzyja zjednoczeniu. Paradoksalnie jednak to, co miało połączyć „całą Polskę”, jeszcze bardziej uwidoczniło, że nie istnieje uniwersalna zbiorowa czy narodowa tożsamość.

Niestety ci, którzy się na tę „całą Polskę” powoływali, zaczęli przywłaszczać sobie pewne pojęcia. Pojęcie państwa (słynne hasło „Tu jest Polska”, którym wyznawcy religii smoleńskiej oddzielili Polaków od nie-Polaków). Wreszcie, symboliczne pojęcie ofiary. Retoryczne związanie Smoleńska z Katyniem spowodowało, że na tych, którzy lecieli w prezydenckiej delegacji patrzy się jak przedstawicieli elity, którzy złożyli ofiarę z samych siebie. Niewielu pamięta o tym, co każdy z osobna robił przed złożeniem tej „ofiary”.

Ukształtowana pod wpływem nieznanego dotąd impulsu wspólnota skrzywdziła sama siebie. Grupy ludzi walczące „o prawdę i pamięć” w rzeczywistości nawoływały do pamiętania o przeszłości, która wielokrotnie była przetwarzana na potrzeby konkretnych osób i konkretnych spektakli. Polityka nie jest przecież niczym innym, jak niekończącym się przedstawieniem.

(Dariusz Kosiński, "Teatra polskie. Rok katastrofy", Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, ZNAK, Warszawa-Kraków 2013)

To jest oficjalna recenzja: 
 

1 komentarz:

  1. Nie sądziłam, że można na TO wydarzenie spojrzeć z takiej perspektywy i że to może być ciekawe.

    OdpowiedzUsuń