10 kwietnia 2010 roku na scenie –
smoleńskim lotnisku Siewiernyj – ma wylądować
samolot prezydencki. Jednak jego załoga (aktorzy) przed zagraniem na
owej scenie mieli ani jednej próby. Nikt nie sprawdził też, czy scena została
właściwie przygotowana. Z teatralnego punktu widzenia – nie do pomyślenia. Być
może tak samo „nie do pomyślenia” było spojrzenie na katastrofę smoleńską z
perspektywy teatrologicznej. Dariusz Kosiński przyjrzał jej się właśnie pod tym
kątem i napisał książkę o zbiorowości, która do zjednoczenia potrzebuje
starannie wyreżyserowanego rytuału. Ale
przede wszystkim potrzebuje przekonania o własnym istnieniu.
Kosiński nie ma wątpliwości, że 10
kwietnia 2010 roku przeżyliśmy jako zbiorowość – każdy jest w stanie
przypomnieć sobie, co tego dnia robił. Cały spektakl zaczął się już wtedy, gdy
katastrofa nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, a media – pozbawione
dokładnych informacji – nie mogły przekazać „faktów” i umieścić wydarzenia w
ciągu przyczynowo skutkowym, który byłby zrozumiały dla odbiorcy. Nie jesteśmy
przyzwyczajeni do takich mediów.
Przedstawiając dowody na to, że
katastrofa smoleńska należała do kategorii performansu, posługuje się autor
raportem komisji Jerzego Millera, który – jak zauważa – jest jedynym
oficjalnym, względnie całościowym dokumentem, jakim dysponujemy. Samych
członków komisji porównuje do historyków teatru, którzy na podstawie fragmentów
(stenogramów) musieli odtworzyć nie tylko przebieg zdarzeń, ale także spróbować
poznać intencje poszczególnych osób oraz motywy ich działań. Nigdy nie będzie
to wiedza całościowa. Prawdopodobnie nie uda się poznać wszystkich przyczyn
katastrofy i jej dokładnego przebiegu z bardzo prostego powodu – wszyscy jej
uczestnicy nie żyją. Zatem każda próba odpowiedzi na pytania z nią związane, ma
w sobie coś z iluzji.
Sposobem na oswojenie katastrofy o wymiarze,
z jakim nie spotkaliśmy się wcześniej, było jej teatralne uwznioślenie.
Kosiński pokazuje, że część decyzji, jakie zapadły w kwestii smoleńskiej to
konsekwencja „żałobnego rozmachu” i potrzeby kontynuowania przedstawienia. Sam
pochówek pary prezydenckiej na Wawelu świadczy według niego o potraktowaniu jej
jak elementów spektaklu – symboli stojących na czele „prawdziwszej” Polski.
Same protesty dotyczące miejsca pogrzebu, happeningi upamiętniające ofiary,
„walka o krzyż” czy akcje inicjowane przez „Solidarnych 2010” – wszystko to
miało charakter spektaklu, którego zasadniczą rolą było wzmocnienie przekonania
o istnieniu wspólnoty i dalsze podtrzymanie iluzji.
W tych, którzy zdecydowali się wyjść na
ulice, dostrzega Kosiński posmoleńskich Hamletów i posmoleńskie Antygony.
Zauważa też, że Jarosław Kaczyński – mimo, że od tych Hamletów i Antygon odciął
się w swojej kampanii wyborczej – sam zachowywał się podobnie do
szekspirowskiego bohatera. Bywał też Konradem z mickiewiczowskich „Dziadów”
domagającym się rządu dusz.
Przez pierwsze miesiące „po Smoleńsku”
przećwiczyliśmy na sobie coś, co dotychczas znane nam było z lektur epoki
romantyzmu. Wydawało się, że wspólne manifestowanie sprzyja zjednoczeniu. Paradoksalnie
jednak to, co miało połączyć „całą Polskę”, jeszcze bardziej uwidoczniło, że nie
istnieje uniwersalna zbiorowa czy narodowa tożsamość.
Niestety ci, którzy się na tę „całą
Polskę” powoływali, zaczęli przywłaszczać sobie pewne pojęcia. Pojęcie państwa
(słynne hasło „Tu jest Polska”, którym wyznawcy religii smoleńskiej oddzielili
Polaków od nie-Polaków). Wreszcie, symboliczne pojęcie ofiary. Retoryczne związanie
Smoleńska z Katyniem spowodowało, że na tych, którzy lecieli w prezydenckiej
delegacji patrzy się jak przedstawicieli elity, którzy złożyli ofiarę z samych
siebie. Niewielu pamięta o tym, co każdy z osobna robił przed złożeniem tej „ofiary”.
Ukształtowana pod wpływem nieznanego
dotąd impulsu wspólnota skrzywdziła sama siebie. Grupy ludzi walczące „o prawdę
i pamięć” w rzeczywistości nawoływały do pamiętania o przeszłości, która
wielokrotnie była przetwarzana na potrzeby konkretnych osób i konkretnych
spektakli. Polityka nie jest przecież niczym innym, jak niekończącym się
przedstawieniem.
(Dariusz Kosiński, "Teatra polskie. Rok katastrofy", Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, ZNAK, Warszawa-Kraków 2013)
To jest oficjalna recenzja:
Nie sądziłam, że można na TO wydarzenie spojrzeć z takiej perspektywy i że to może być ciekawe.
OdpowiedzUsuń