Założyłem się o dziesięć rubli z
ministrem spraw zagranicznych, Mołotowem. Myśli, że Hitler najpierw przyłączy
Sudety, bo to mały obszar i nikomu na nim nie zależy. A ja powiedziałem: - Nie,
Hitler naprawdę wierzy w całe bzdury, w ten Volk, i najpierw zajmie Austrię. –
Przez chwilę Mołotow zaniepokoił się, że może wygrać zakład ze mną, ale potem
mu przeszło, podał mi rękę i powiedział: - Dobra, dziesięć rubli. – W takim
razie – powiedziałem – jeśli nawet wybuchnie wojna światowa, nie poniesiemy
straty, jeden z nas wygra parę rubli.* Oto Stalin, dla którego wygranie zakładu
nie znaczy wiele mniej niż zwycięstwo na froncie. Stalin, który wie, że na
wielu frontach nie da się wygrywać od razu.
I doskonale zdaje sobie z tego, że jego
władza opiera się na iluzji, a iluzję należy nieustannie podtrzymywać, bez
względu na wzrastające koszty. Jako doświadczony polityk wie, że nic nie służy
podtrzymywaniu jej tak dobrze, jak… słowa. Stalin boi się słów. Zwłaszcza tych
z I powstania swojej biografii, nad którą niestrudzenie pracuje jego wróg numer
jeden – Lew Trocki. Tylko on mógłby odkryć i ujawnić zbrodnię, która za nic nie
może zostać ujawniona. Linia obrony jest zatem prosta: słowo Trockiego
przeciwko słowu Stalina. Josif Wissarionowicz Dżugaszwili pisze autobiografię.
Opowiada w niej o początkach swojej –
jeszcze nie rewolucyjnej, choć podskórnie nastawionej na przewrót –
działalności. O tym, co wydarzyło się zanim został prawą ręką Włodzimierza
Lenina i po tym, kiedy Lenin chciał tę rękę dyskretnie od siebie odsunąć.
Polemizuje z Trockim, bezlitośnie wyśmiewając jego ustalenia. Obnaża siebie,
chociaż wydaje mu się, że jest to obnażanie w pełni kontrolowane.
„Autobiografia Stalina” to przepustka do
umysłu tyrana. Opętanego myślami o przygotowywanych na niego zamachach, a także
o tych, które sam musi planować. Do końca utrzymującego, że nikt nigdy nie
poznał jego prawdziwych intencji. Jakby tą opowieścią o własnej sile i atutach,
zapewniał sam siebie, że nigdy ich nie utracił.
Richard Lourie, oprócz doskonałej
powieści psychologiczno-historycznej, zaserwował nam studium pogłębiającej się
paranoi samotnika i umieścił je na tle wielkich przemian w Rosji, której dzieje
miały zacząć pisać się od nowa. Minęło niemal sto lat. Tworzenie tamtej, nowej
Rosji było jak wylewanie fundamentów pod współczesne państwo. Kreml nadal jest
niedostępną twierdzą, rządzący – nie tylko na Kremlu – nadal są samotni. Wielu
traktuje ich jak psychopatów, dla równie wielu są uosobieniem wszystkiego, co
najlepsze. Tylko nieliczni potrafią pisać o tym świetne książki. Richard Lourie
potrafi. Fascynujące.
*R. Lourie, „Autobiografia Stalina”, s.
100-101.
(Richard Lourie, „Autobiografia Stalina”,
przekł. Jadwiga Piątkowska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013)
To jest oficjalna recenzja:
Brzmi interesująco. Stosunkowo mało wiem o Stalinie. Bardzo chętnie przeczytam tę książkę.
OdpowiedzUsuń