Dina nie jest jedyną bohaterką reportażu Lidii Ostałowskiej. Głos oddaje autorka także… Królewnie Śnieżce. Zestawienie koszmaru z bajką to jeden z wielu kontrastów przewijających się w tej opowieści. Kolejny widać po zestawieniu ze sobą przebywających w obozie narodowości. Szybko okazuje się, że zagłada zagładzie nierówna, a do jej upamiętniania też nie każdy ma prawo.
Cyganom się go odmawia. Mimo, że – według niektórych statystyk – podczas drugiej wojny światowej zginęła połowa ich europejskiej populacji. Tego, czego doświadczyli, nikt oficjalnie nie nazwał ludobójstwem. Magia zbiorowej świadomości zamiast na miejscu ofiar, umieściła ich w grupie niecywilizowanych kryminalistów, których ukarano zasłużenie. Może dlatego Romowie nie chcą mówić własnych krzywdach, podczas gdy Europa z upamiętniania Holokaustu zrobiła pełnowartościowy popkulturowy produkt.
Swój sposób na zachowanie pamięci Cyganie odnaleźli w wędrownym życiu. A Ostałowska poniekąd im towarzyszy. Odtwarza historie, śledzi miejsca, szuka powiązań. Przeplata ich słowa relacją Gottliebovej. Nie tylko Gottliebovej-byłej więźniarki, lecz także Gottliebovej-artystki.
W Farbach wodnych znajdziemy istotne pytanie o rolę sztuki w obozowej rzeczywistości. Czy jej interpretowanie na wiele różnych sposobów pomaga przetrwać? Czy jest możliwe odtwarzanie praktycznie z niczego? Komu należy przyznać rację, skoro w ostatecznym rozrachunku jedyną formą zachowania pamięci pozostaje przedmiot?
Nie ma odpowiedzi. Jest doskonały, polifoniczny reportaż o wybieraniu własnej wersji prawdy.
(Lidia Ostałowska, „Farby wodne”, Czarne, Wołowiec 2011)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz