środa, 2 kwietnia 2014

To nie jest powieść Helgasona



„Charles Bukowski z Islandii”, „szalona opowieść o XX i XXI wieku”, „Helgason nie ma dla nas litości. Tnie ostrzem satyry, wrzuca w szalony wir historii, każe patrzeć na świat oczami ekscentrycznej staruszki. Jak nikt inny potrafi oddać szaleństwo współczesnego świata, pisać o sprawach przejmujących i trudnych w sposób ironiczny i pełen humoru” – te zapewnienia wydawcy w żadnym razie nie wydawały mi się nadużyciem. Poprzednia wydana w Polsce powieść Helgasona, "Poradnik domowy kilera” to był literacki koktajl mołotowa. Dlatego w wypadkuKobiety w 1000°C” oczekiwałam błyskotliwej literatury.

Osiemdziesięcioletnia Herbjörg María Björnsson (mówcie jej Herra) mieszka w garażu z laptopem i „ukochanym” granatem ręcznym z czasów II wojny światowej. Towarzyszą jej jeszcze dwa kartony pal malli, które ma nadzieje wypalić, zanim umrze na zaawansowanego raka płuc. Wie, że musi się spieszyć. Pomiędzy odpalaniem papierosa od papierosa, bryluje na portalach społecznościowych. Ma na nich kilka kont, ale najczęściej korzysta z tego, które rzekomo należy do islandzkiej Miss World 1988, Lindy Pétursdóttir. Jako Linda koresponduje z ludźmi z całego świata (przy czym najczęściej wybiera czarnoskórych fanatyków siłowni z innego kontynentu). Kiedy już odpowie na ich wiadomości, może poświęcić nieco czasu na przeglądanie skrzynki mailowej swojej synowej i jej kochanka.

Herra może i nie ma nic wspólnego z  Miss World 1988, ale jest za to wnuczką pierwszego prezydenta Islandii. Gdybyście chcieli zapytać, dlaczego wnuczka pierwszego prezydenta Islandii mieszka w garażu, od razu możecie się powstrzymać. Oczywiście dlatego, że tak chce. Dobra, nie ma sensu kłamać. Herra i tak ma przed sobą nie więcej niż kilka tygodni życia. Umówiła się  już nawet telefonicznie na kremację – wszyscy wiedzą, że brakuje terminów. Kolejka zwłok do rozgrzanego do 1000°C pieca krematoryjnego ciągle się wydłuża, a Herra czekać nie zamierza – w końcu nie ma powodu, żeby zmieniać się kilkanaście dni przed śmiercią. Ale mogłaby właściwie to swoje życie podsumować. Może o nim opowiedzieć? Od lat trzydziestych ubiegłego wieku aż do teraz: wojna światowa, podróże na kilka kontynentów, powstanie niepodległej Islandii, w końcu kryzys tego kraju, który „szeroko rozstawia przed wszystkimi nogi”. Herra zaczyna mówić.

Herra zaczyna mówić i jej opowieść wciąga bez reszty. Szkoda, że dość szybko zastępuje ją „przegadanie” i pióra znanego mi Helgasona jest w niej coraz mniej. Mam dziwne wrażenie, że niewytłumaczalnie zaczyna brakować samej fabuły, a książka jakby się urywa. Językowo – też totalna przepaść. Sprawdzam nazwisko tłumacza i - niemałe zaskoczenie – widzę, że książkę przetłumaczyła Alicja Rosenau, autorka doskonałych przekładów Herty Müller, Aglai Veteranyi czy Karla-Markusa Gaußa. Książka islandzkiego pisarza przetłumaczona na polski z języka niemieckiego – rozwiązanie absurdalne, niemniej praktykowane na rynku wydawniczym. Zresztą trudno uwierzyć w to, że tłumaczka nagle straciła umiejętności. W wypadku „Kobiety…” przeskok jakościowy jest wręcz niepojęty – tak jakby od znakomitej powieści przejść w stronę nudnego, urywanego czytadła.

Chciałam poszukać czegoś na temat innych przekładów tej książki i trafiłam na wpis na blogu www.pozapsem.blogspot.com. Po przeczytaniu pomyślałam, że nie powinnam pisać recenzji tej książki. Helgason mnie rozczarował. Być może rzeczywiście „Kobiecie w 1000°C” wiele brakuje do „Poradnika domowego kilera”. Może jest w Helgasonie coś z Murakamiego i woli on pisać po angielsku niż w ojczystym języku („Poradnik…” powstał po angielsku właśnie). Tylko czy można to ocenić, czytając de facto książkę wybrakowaną, której wydawca posłużył się przekładem niepełnego przekładu, wrzucił na okładkę kilka krzykliwych zdań i oczekiwał sukcesu? To nie jest powieść Helgasona, tylko pewna część tego, co zamierzał napisać, przedstawiona polskiemu czytelnikowi przy pomocy podwójnego tłumaczenia. Żenujące, że została wydana w takiej postaci.

(Hallgrímur Helgason, „Kobieta w 1000°C. Na podstawie wspomnień Herbjörg Maríi Björnsson”, tłum. Alicja Rosenau, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2013)

To jest oficjalna recenzja:


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz