Antologia „Made in Poland” pomaga
zrozumieć, czym może być reportaż. Pozwala przekonać się, jak wiele może mieć
znaczeń.
Polski czytelnik od razu zostaje
wrzucony na głęboką wodę. Już z pierwszego tekstu dowiaduje się, że
najprawdopodobniej, jak większość swoich rodaków, wstydzi się swojego ciała.
Nie dość, że na plaży, czerwieni się nawet przed domowym lustrem (Tomasz
Kwaśniewski, „Nago po polsku”). Ale o wiele bardziej niż samym sobą, zażenowany
jest zachowaniem Czecha. Taki Czech to wstydu (w polskim rozumieniu) nie ma za
grosz (Mariusz Szczygieł, „Wkurzacz czeski”). Wstyd za Czecha nie zastępuje
jednak wstydu za innego Polaka, który – na nieszczęście – mieszka niby w tej
samej, ale już innej (bo biedniejszej) Polsce. Wstyd jest tak wielki, że innego
Polaka prawie zasłania, nakazuje go nie zauważać (Lidia Ostałowska, „Na
Bałutach jeszcze Polska”).
W „Made in Poland” znalazł też swoje miejsce
reportaż niemal sentymentalny. O, w pamięci niektórych ciągle żywej, pogoni
Polaków za papierem toaletowym („władza nad papierem to jak dziś władza nad
mediami”*). Albo inny, o książkach skarg i wniosków, leżących na honorowych
miejscach w PRL-owskich sklepach (Grzegorz Sroczyński, „Książka wisiała,
manikura trwała”), który tak naprawdę jest reportażem o potrzebie bycia
usłyszanym (przeczytanym). O marzeniu, by być kimś ważniejszym, niż jest się w
rzeczywistości. O namiastce władzy.
Może nie tak wielkiej jak absolutna
władza prezydenta Turkmenistanu – w końcu dyktatora. Tylko, zaraz, przecież nie
o samego dyktatora tu chodzi. Reportaż sprawi, że zadamy sobie pytanie,
dlaczego autorytaryzm, oczywisty dla nas, nie jest dla Turkmena tak samo
oczywistym autorytaryzmem (Wojciech Jagielski, „Basza dowodem na istnienie
Boga”).
To, o czym chce napisać reporter oraz gotowy
tekst, który czytamy, to często dwie zupełnie różne historie. Reportaż jest
przepustką do wewnętrznych warstw owej historii, a reporter ma ten przywilej,
że może się przez nie przedzierać (Monika Piątkowska, „Sweter w szpic, czarne
buty”).
Czasem zdarza się też, że już sam temat
wygląda niczym gotowy materiał na scenariusz filmowy, a mimo to nie kończy się
tak spektakularnie, jak byśmy oczekiwali. Mało tego, ta zwykłość okazuje się wielką
siłą tekstu (Marcin Kącki „Plaża za szafą”).
Bo reportaż można napisać prawie o
wszystkim. Pretekstem może okazać się choćby… sens spawania. Różnica między
zespawanym, a niezespawanym jest bowiem znacząca. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzi
reakcja na sztukę współczesną w samym centrum dużego miasta (Włodzimierz
Kalicki, „Uprowadzenie obiektu”).
To tylko kilka wybranych obliczy
reportażu według autorów Dużego Formatu. Polskie reporterskie okno jest otwarte
na oścież. Można przez nie przyglądać się reportażowi, ale też samemu się w nim
przejrzeć. Polski czytelnik może być dumny – wszystko to w końcu „made in
Poland”.
*Piotr Lipiński, „Królowa PRL-u”, s.
308.
(„Made in Poland. Antologia reporterów
Dużego Formatu”, Agora, Warszawa 2013)
To jest oficjalna recenzja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz