poniedziałek, 23 września 2013

Przejrzeć się w reportażu


Antologia „Made in Poland” pomaga zrozumieć, czym może być reportaż. Pozwala przekonać się, jak wiele może mieć znaczeń.
 
Polski czytelnik od razu zostaje wrzucony na głęboką wodę. Już z pierwszego tekstu dowiaduje się, że najprawdopodobniej, jak większość swoich rodaków, wstydzi się swojego ciała. Nie dość, że na plaży, czerwieni się nawet przed domowym lustrem (Tomasz Kwaśniewski, „Nago po polsku”). Ale o wiele bardziej niż samym sobą, zażenowany jest zachowaniem Czecha. Taki Czech to wstydu (w polskim rozumieniu) nie ma za grosz (Mariusz Szczygieł, „Wkurzacz czeski”). Wstyd za Czecha nie zastępuje jednak wstydu za innego Polaka, który – na nieszczęście – mieszka niby w tej samej, ale już innej (bo biedniejszej) Polsce. Wstyd jest tak wielki, że innego Polaka prawie zasłania, nakazuje go nie zauważać (Lidia Ostałowska, „Na Bałutach jeszcze Polska”). 
 
W „Made in Poland” znalazł też swoje miejsce reportaż niemal sentymentalny. O, w pamięci niektórych ciągle żywej, pogoni Polaków za papierem toaletowym („władza nad papierem to jak dziś władza nad mediami”*). Albo inny, o książkach skarg i wniosków, leżących na honorowych miejscach w PRL-owskich sklepach (Grzegorz Sroczyński, „Książka wisiała, manikura trwała”), który tak naprawdę jest reportażem o potrzebie bycia usłyszanym (przeczytanym). O marzeniu, by być kimś ważniejszym, niż jest się w rzeczywistości. O namiastce władzy.

Może nie tak wielkiej jak absolutna władza prezydenta Turkmenistanu – w końcu dyktatora. Tylko, zaraz, przecież nie o samego dyktatora tu chodzi. Reportaż sprawi, że zadamy sobie pytanie, dlaczego autorytaryzm, oczywisty dla nas, nie jest dla Turkmena tak samo oczywistym autorytaryzmem (Wojciech Jagielski, „Basza dowodem na istnienie Boga”).
 
To, o czym chce napisać reporter oraz gotowy tekst, który czytamy, to często dwie zupełnie różne historie. Reportaż jest przepustką do wewnętrznych warstw owej historii, a reporter ma ten przywilej, że może się przez nie przedzierać (Monika Piątkowska, „Sweter w szpic, czarne buty”).

Czasem zdarza się też, że już sam temat wygląda niczym gotowy materiał na scenariusz filmowy, a mimo to nie kończy się tak spektakularnie, jak byśmy oczekiwali. Mało tego, ta zwykłość okazuje się wielką siłą tekstu (Marcin Kącki „Plaża za szafą”).
 
Bo reportaż można napisać prawie o wszystkim. Pretekstem może okazać się choćby… sens spawania. Różnica między zespawanym, a niezespawanym jest bowiem znacząca. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzi reakcja na sztukę współczesną w samym centrum dużego miasta (Włodzimierz Kalicki, „Uprowadzenie obiektu”).

To tylko kilka wybranych obliczy reportażu według autorów Dużego Formatu. Polskie reporterskie okno jest otwarte na oścież. Można przez nie przyglądać się reportażowi, ale też samemu się w nim przejrzeć. Polski czytelnik może być dumny – wszystko to w końcu „made in Poland”.
 
*Piotr Lipiński, „Królowa PRL-u”, s. 308.

(„Made in Poland. Antologia reporterów Dużego Formatu”, Agora, Warszawa 2013)

To jest oficjalna recenzja: 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz