Rozszczepiamy atomy, przeszczepiamy
narządy, łazik Curiosity na bieżąco przesyła zdjęcia z
powierzchni Marsa. Czy w takim razie żyjemy w epoce rozumu? Ależ
skąd. Przecież księża ostrzegają przed kolejnym zamachem na
„tradycyjny model rodziny”, z każdej strony czyha na nas duchowe
zagrożenie, a prezydentem USA o mało co nie został człowiek,
który wierzy w magiczną moc bielizny. Nie tylko ja mam problem z
tym społecznym dysonansem. Sam Harris także.
„Koniec wiary”, książka wydana w
Stanach Zjednoczonych w 2004 roku, to taki podręcznik niewierzenia.
Autor nie wchodzi jednak w żadną filozoficzną dyskusję mającą
na celu udowodnienie, że boga nie ma. Od razu przyjmuje takie
założenie, jednocześnie krok po kroku unaoczniając do czego
prowadzi zbiorowa halucynacja współczesnej religijności.
Obrywa się wszystkim. I bardzo
słusznie, bo czytając Harrisa nie można oprzeć się wrażeniu, że
religijnych ludzi różnią jedynie szczegóły. Jezus, Allah, Jahwe:
to tylko nazwy. Co za różnica, skoro wiara w każdego z nich
prowadzi do odrzucenia wszelkich zasad logiki i dogmatów rozumu?
Dzień w dzień naukowcy dostarczają nam kolejnych dowodów na to,
że światem rządzą proste, uniwersalne prawa, nie mające nic
wspólnego z jakimkolwiek bytem astralnym. Jednak są tacy, którzy
nadal uparcie wierzą. A jeśli nie jesteś jednym z nich, to
automatycznie nie zaliczasz się do „normalnego” społeczeństwa.
Najbardziej obrywa się chyba
muzułmanom. W prosty i przejrzysty sposób Harris udowadnia, że
islam nie jest, nigdy nie był i nigdy nie będzie religią pokoju.
Gdyby jeszcze autor wziął te kontrowersyjne pomysły prosto ze
swojej głowy, to może rozdział o islamistach nie byłby tak
przerażający. Ale cytaty z Koranu dotyczące walki z niewiernymi,
czyli z nami, zestawione jeden po drugim, nawet bez komentarza ze
strony autora, są naprawdę niepokojące. Zwłaszcza teraz, kiedy
mamy do czynienia z eskalacją społecznego niezadowolenia na Bliskim
Wschodzie.
Jeśli po tym wszystkim czytelnik nie
jest przekonany, to Harris wbija ostatni gwóźdź do trumny
zabobonu, fascynująco opowiadając jaką rolę w religijnym
szaleństwie pełnią nasze uwarunkowania neurobiologiczne. Okazuje
się, że naukowe przyglądanie się ludzkiej religijności prowadzi
do jednoznacznych wniosków: każdy, nawet najmniejszy bożek,
pochodzi prosto z naszej głowy. Cała mistyczna tajemnica obraca się
w pył.
Szkoda tylko, że „Koniec wiary”
wydano u nas dopiero teraz. Być może gdyby stało się to
wcześniej, paru „obrońców krzyża” nie musiałoby kwitnąć
pod pałacem prezydenckim. Może byliby wtedy zajęci lekturą
Harrisa, co wszystkim wyszłoby na dobre.
Sam Harris, "Koniec wiary", przeł. Dariusz Jamrozowicz, wyd. Błękitna Kropka, Nysa 2012
"Obrońcy krzyża" z całą pewnością książki takiej nie chcieliby czytać. A ja pewnie przeczytam - cenię racjonalizm :)
OdpowiedzUsuńKsiążka powinna się znaleźć na biurkach wszystkich w górę hierarhii od biskupów. Tylko co wtedy jeśli ona ich przekona ,że Boga nie ma? Ale oni pewnie już dawno to wiedzą.
OdpowiedzUsuń