wtorek, 30 października 2012

El camino del Diablo

Meksyk jest trudnym sąsiadem Stanów Zjednoczonych. Nie dość, że około 8.000 meksykańskich imigrantów przebywa w USA nielegalnie, to jeszcze ciągle słyszy się o strumieniu narkotyków wędrującym z Meksyku do biednego i moralnie nieskalanego społeczeństwa po drugiej stronie granicy. W odpowiedzi Stany Zjednoczone postanowiły dać Meksykowi przysłowiowego klapsa i pokazać, gdzie jego miejsce. Powstał więc mur graniczny, którego codziennie strzeże około 15.000 agentów. 

Jaki wpływ wywarło to na mieszkańców pogranicza (na Ameksykanów, jak nazywa ich w swojej książce Ed Vulliamy)? Przede wszystkim zapanował chaos i terror. Bo to pseudo państwo, które powstało w wyniku budowy muru, jest swoistą ziemią niczyją, gdzie samozwańcze rządy przejęły kartele narkotykowe, a życie zwykłych, miłujących spokój obywateli, nieodwołalnie się zmieniło.

Autor zabiera nas w podróż wzdłuż tej granicy. Odwiedzamy ‘maquiladoras’, meksykańskie 
 odpowiedniki wielkich chińskich fabryk – tu zarabia się pół dolara dziennie, dwunastogodzinny dzień pracy dzielą dwie przerwy na wyjście do toalety, natomiast posiłek powinien trwać pięć minut. Przyglądamy się ofiarom coraz silniejszych syntetycznych narkotyków, dogorywającym w ośrodku, który bardziej niż miejsce rehabilitacji przypomina kostnicę. Razem ze śmiałkami szukającymi lepszego życia, wyruszamy słynną ‘el camino del Diablo’, drogą diabła, w podróż krótką, choć niemożliwą: z Meksyku do Stanów.

Ile razy przekraczamy granicę, tyle razy autor próbuje nam uświadomić, że jest to sztuczna linia demarkacyjna, a ta ziemia i ci ludzie próbują ją odrzucić, niczym sztuczny przeszczep, który się nie przyjął. Uderzający jest kontrast pomiędzy tym, co było, i tym co jest, bo ludzie wspominają, że jeszcze dwadzieścia lat temu żyło się lepiej, prościej i bezpieczniej.  Nagle jednak ktoś postanowił, że dwa kraje, żyjące do tej pory w symbiozie, należy sztucznie rozdzielić. 

Ale ten podział niektórym zupełnie nie przeszkadza. Na przykład takim sprzedawcom broni. Nielegalnie przemycane amerykańskie karabiny wspomagają wojnę meksykańskich gangów, a meksykańskie gangi wysyłają do amerykańskich domów coraz większe ilości narkotyków. I tak się to wszystko kręci.

Vulliamy napisał książkę bardzo potrzebną, ale też bardzo ciężką i niewygodną dla współczesnego, ogłupionego ciągłą konsumpcją mieszkańca ‘pierwszego’ świata. Najgorsze, że na działania już chyba za późno. Można tylko obserwować konsekwencje pomysłów wymyślanych przy okrągłych, rządowych stołach.


Ed Vulliamy, „Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy.”, przeł. Janusz Ochab, wyd. Czarne, Wołowiec 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz